Wrzesień. Fantastyczny miesiąc dla rodziców dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Można wydać nadmiar kasy na składki, wyprawki, podręczniki, zeszyciki. Spędy towarzyskie w postaci zebrań. Cudowne pomysły sypiące się z różnych stron. U nas, czyli w szkole moich dzieci, wychynął jak spod ziemi pomysł na mundurki. Niby przebrzmiały, a jednak lubi wracać.
Jednym z argumentów, który pojawił się przy okazji tych nieszczęsnych mundurków, jest ta pożądana przez wszystkich RÓWNOŚĆ. I w zasadzie bardziej ta równość – niż mundurki – będzie tematem mojego felietonu, choć to one stały się pretekstem, by go napisać.
Niech jednak wstępnie rzucę na pastwę swego niepokornego pióra tezę, jakoby mundurki szkolne dawały uczniom poczucie równości. Szalona teoria. Gdyby to była prawda, trzeba by spojrzeć przychylniej na Koreę Północną, gdzie w ogóle się nie certolą. Co tam mundurki, uniformy, jednolite stroje. Tam to dopiero równość, panie. Jest lista dozwolonych fryzur i niech ktoś spróbuje poza tę listę wyjść choćby o centymetr.
Ale OK, ktoś wymyślił, że jak dzieci założą mundurki, to nie będzie widać, które są biedne, które bogate, nie będzie widać, czyja mama ma dobry gust, która kiepski, kto się ubiera w szmateksie, kto w H&M, a kto w Guess. Nie będzie szpanowania markami, najnowszym fasonami i najmodniejszymi odcieniami mięty. Neonowe fatałaszki nie będą waliły po oczach dzieciom z biednych rodzin, dzięki czemu… no nie wiem, poczują się mniej biedne? Czy jednakowy mundurek dla wszystkich uczniów sprawi, że ci biedni nagle będą mieć pełne talerze. Czy ich rodzice przestaną mieć problem z wypełnieniem garnka zupą? Z drugiej strony, czy dzieci z bogatych rodzin przestaną się wywyższać? Przestaną przynosić smakołyki, na które nie stać tych biedniejszych? Czy przestaną poniżać słabszych?
Generalizuję? Troszkę. Piję do tego, że ubranie to nie wszystko. Zabawki, gadżety, plecaki, piórniki. Kurde, na upartego można mieć nawet wypasiony ołówek. I trudno w ramach równości równać wszystko. Bo się zwyczajnie nie da. Mundurki nie załatwią równości. Przykro mi bardzo. Jeśli rodzice i nauczyciele życzą sobie, by dzieci wyrosły na empatycznych, tolerancyjnych i otwartych ludzi, muszą spróbować zrobić to inaczej. Na przykład dzieci na takich ludzi WYCHOWAĆ.
[smartads]
Ubrania nie są jedynym polem, na którym może dochodzić do przykrych dla dziecka sytuacji. Jeśli ktoś się uprze, znajdzie sobie inne rzeczy, które można komuś wytknąć. Tak się składa, że moim dzieciom można wytknąć całkiem sporo. Dziwne nazwisko, długie włosy, reprezentowanie mniejszości nie-religijnej. Wyobraźmy więc sobie, że dzieci w szkole moich dzieci noszą mundurki. Nie zmienia to faktu, że kolega syna śmiał się z niego, że wygląda jak dziewczyna, bo ma długie włosy. Kolega drugiego, powiedział mu, że go już nie lubi, bo ten nie wierzy w boga. Dzieciaki śmiały się z kolegi, bo ma wadę wymowy i mówi niewyraźnie. Obiło mi się o uszy, że mielonka w kanapce dziecka stała się podstawą do oceny jego rodziny jako patologicznej. Jak wiemy, dzieci – po konsultacji z mega mądrymi rodzicami – potrafią śmiać się z czyjegoś imienia, nazwiska czy koloru skarpetek, więc trudno się spodziewać, że mundurki cokolwiek w tej kwestii załatwią.
Jednym z argumentów, który pojawił się przy okazji tych nieszczęsnych mundurków, jest ta pożądana przez wszystkich RÓWNOŚĆ. I w zasadzie bardziej ta równość – niż mundurki – będzie tematem mojego felietonu, choć to one stały się pretekstem, by go napisać.
Niech jednak wstępnie rzucę na pastwę swego niepokornego pióra tezę, jakoby mundurki szkolne dawały uczniom poczucie równości. Szalona teoria. Gdyby to była prawda, trzeba by spojrzeć przychylniej na Koreę Północną, gdzie w ogóle się nie certolą. Co tam mundurki, uniformy, jednolite stroje. Tam to dopiero równość, panie. Jest lista dozwolonych fryzur i niech ktoś spróbuje poza tę listę wyjść choćby o centymetr.
Ale OK, ktoś wymyślił, że jak dzieci założą mundurki, to nie będzie widać, które są biedne, które bogate, nie będzie widać, czyja mama ma dobry gust, która kiepski, kto się ubiera w szmateksie, kto w H&M, a kto w Guess. Nie będzie szpanowania markami, najnowszym fasonami i najmodniejszymi odcieniami mięty. Neonowe fatałaszki nie będą waliły po oczach dzieciom z biednych rodzin, dzięki czemu… no nie wiem, poczują się mniej biedne? Czy jednakowy mundurek dla wszystkich uczniów sprawi, że ci biedni nagle będą mieć pełne talerze. Czy ich rodzice przestaną mieć problem z wypełnieniem garnka zupą? Z drugiej strony, czy dzieci z bogatych rodzin przestaną się wywyższać? Przestaną przynosić smakołyki, na które nie stać tych biedniejszych? Czy przestaną poniżać słabszych?
Generalizuję? Troszkę. Piję do tego, że ubranie to nie wszystko. Zabawki, gadżety, plecaki, piórniki. Kurde, na upartego można mieć nawet wypasiony ołówek. I trudno w ramach równości równać wszystko. Bo się zwyczajnie nie da. Mundurki nie załatwią równości. Przykro mi bardzo. Jeśli rodzice i nauczyciele życzą sobie, by dzieci wyrosły na empatycznych, tolerancyjnych i otwartych ludzi, muszą spróbować zrobić to inaczej. Na przykład dzieci na takich ludzi WYCHOWAĆ.
[smartads]
Ubrania nie są jedynym polem, na którym może dochodzić do przykrych dla dziecka sytuacji. Jeśli ktoś się uprze, znajdzie sobie inne rzeczy, które można komuś wytknąć. Tak się składa, że moim dzieciom można wytknąć całkiem sporo. Dziwne nazwisko, długie włosy, reprezentowanie mniejszości nie-religijnej. Wyobraźmy więc sobie, że dzieci w szkole moich dzieci noszą mundurki. Nie zmienia to faktu, że kolega syna śmiał się z niego, że wygląda jak dziewczyna, bo ma długie włosy. Kolega drugiego, powiedział mu, że go już nie lubi, bo ten nie wierzy w boga. Dzieciaki śmiały się z kolegi, bo ma wadę wymowy i mówi niewyraźnie. Obiło mi się o uszy, że mielonka w kanapce dziecka stała się podstawą do oceny jego rodziny jako patologicznej. Jak wiemy, dzieci – po konsultacji z mega mądrymi rodzicami – potrafią śmiać się z czyjegoś imienia, nazwiska czy koloru skarpetek, więc trudno się spodziewać, że mundurki cokolwiek w tej kwestii załatwią.
Strony: 1 2
z calym szacunkiem, jakim darze Twoja osobe i poglady rowniez… mylisz sie w wielu kwestiach, a w niewielu masz racje w tym felietonie…. patrze na sprawe mundurkow, nie jako miszkaniec UK ale jako pedagog… i owszem, strojem sie rywalizacji nie zalatwi, ale wypisujmy bzdur o pelnym badz pustym garnku… duzo wiecej kosztuje matke „wystrojenie dziecka do szkoly” niz zakupienie szkolnego mundurku… to po pierwsze… po drugie nie chodzi o „zalatwienie rownosci”, ale gdzie jest to mozliwe, kraj stara sie tego unikac… no i smakolykow do szkoly sie nie przynosi, bo tak jest odgorne zarzadzenie… a moze to kwestia mentalnosci? bo moje dzieci w boga nie wierza, nie podjezdzaja pod szkole mercedesem, tylko leza na piechote ze mna i nikt im w kanapki nie zaglada… a temat poruszony zapewne dzieki watkowi „mamy z 2012”, tam bylo gdybanie… bo niestety w pl groszy za mundurki nikt sobie nie policzy, tylko bedzie zdzierstwo typowe dla kraju :/ dziwne, ze to w kraju, gdzie ludzi tak naprawde nie stac na firmowe ciuchy dla dzieci, nadal bedzie obstawalo sie przy braku mundurkow, a licytacja, kto jest lepiej ubrany :/
a we wczesnych klasach plecakow sie nie nosi, a zreszta i tak kazdy ma podobna cene… LUDZIE!!! to nie Polska :/ moze rzeczywiscie w kraju glodnym pieniedzy, by sie to nie sprawdzilo (zreszta niewiele sie sprawdza, niestety, bo tez wolala bym zyc w ojczyznie…)
cpanie? picie? prosze….. serio? moze sie w takich rejonach nie obracam, nie znam…. mysle, ze porownywalnie jak w pl…. ale na pewno nie slyszy sie o braku szacunku do nauczyciela, gdzie w pl strach byc nauczycielem w tym momencie :/
a kreatywnosc mozna ujawnic na milion innych sposobow… sorry, ale ubior jest dla mnie jedna z ostatnich mozliwosci… tymbardziej, ze po szkole mozna nosic, co tylko sie lubi…
sumarujac, bardzo subiektywny felieton, no i skoro tak juz porownujemy, to porownajmy, dokad zmierza UK a dokad PL? krytykujemy halloween, mundurki, a to chyba jakis sposob na unikanie problemow wagi prawdziwej i waznej…
Wybacz, ale połowy Twojej wypowiedzi nie zrozumiałam. A Ty nie przeczytałaś ze zrozumieniem mojego tekstu.
Felieton jest z natury rzeczy subiektywny, więc nie wiem, dlaczego akurat ja miałabym silić się na obiektywizm. Na początku napisałam, że U NAS jednym z argumentów było załatwienie równości i się do tego odniosłam. W szkole nie ma odgórnego zarządzenia, by nie przynosić smakołyków. Plecaki dzieci noszą od zerówki. O czym rozmawiamy? Bo JA napisałam o polskiej szkole.
Nie mam pojęcia, co było na marcówkach…. I nie wiem, dokąd zmierza UK.