Co jakiś czas media trąbią o nastolatkach, którzy pod wpływem internetu popełniają samobójstwo. Teraz temat powrócił, bo samobójstwo popełniła Hannah Smith.
Brytyjka miała 14 lat. Korzystała z serwisu społecznościowego, założonego 3 lata temu na Litwie. Zaznała tam wielu przykrości. Inni użytkownicy wyzywali ją, nazywali głupią, brzydką, grubą. Sugerowali, by ze sobą skończyła, że wszyscy będą jej za to wdzięczni. Ona odpierała ataki, odpowiadała na obelgi. W końcu się powiesiła. Użytkownicy internetu nie odpuścili jej nawet po śmierci. Hannah Smith nie jest jedynym dzieckiem, które targnęło się na swoje życie przez użytkowników tego serwisu. Nie jest także jedynym dzieckiem szykanowanym i prześladowanym w internecie.
Oskarżenia wędrują w stronę założycieli serwisu. Faktem jest, że został on tak pomyślany, by młodzież od 13 roku życia mogła korzystać z niego anonimowo. Faktem jest także, że nie funkcjonował tam żaden moderator, który kontrolowałby treści. Faktem jest również, że najwyraźniej nie przewidziano żadnych środków ostrożności, by zapewnić użytkownikom bezpieczeństwo. Wszystko racja. Ale…
Ale pytam, gdzie byli rodzice tej dziewczyny? To nie trwało dzień czy dwa. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że powinni spojrzeć dziecku głęboko w oczy i domyślić się, że coś jest nie tak. Bo po pierwsze nastolatki świetnie się maskują. Po drugie rodzice są często ostatnimi osobami, do których zwracają się ze swoimi problemami. Po trzecie rodzice słabo obserwują swoje dzieci i trudno im ocenić zmiany w ich zachowaniu. To w zasadzie też jest zarzut. Jednak najważniejszą kwestią i zdawałoby się najprostszą do zrealizowania, jest zabezpieczenie dziecka w internecie.
[smartads]
Na każdym kroku mówi się o tym, że należy nadzorować sposób, w jaki dzieci korzystają z internetu, że należy je chronić przed pornografią, przed brutalnymi grami, przed rozmowami z podejrzanymi, obcymi ludźmi. Trzeba kontrolować treści, jakie dzieci udostępniają na portalach społecznościowych i to, jak wygląda ich aktywność.
Tego wszystkiego zabrakło w przypadku Hanny Smith, w przypadku pozostałych nastolatków, którzy targnęli się na swoje życie przez ten sam serwis. Brakło w przypadku dzieci, które stały się bohaterami wstydliwych filmów wrzuconych na youtube przez kolegów ze szkoły i upokorzone popełniły samobójstwo. Takich przypadków w ostatnich latach jest wiele. I będzie. W internecie funkcjonuje mnóstwo stron, na których znajdują się instruktaże, jak popełnić samobójstwo, jakie sposoby są skuteczne, jak się do tego zabrać. Sprawdźcie sami. Są serwisy, w których przyszli samobójcy umawiają się, zawiązują pakty „ja się zabiję, jeśli ty też to zrobisz”. Dla wielu to krzyk rozpaczy i prośba o pomoc, wielu się nie decyduje na dramatyczny krok. Jednak są dzieci, które to robią. Ich rodzice budzą się wtedy i apelują do innych, by pilnowali swoich dzieci.
Nie ma co się łudzić, że gdy dziecko wyśle w sieć desperacki krzyk rozpaczy, pomogą mu przyjaciele, znajomi, rówieśnicy. Wtedy albo dostanie porcją pomyj, zostanie wyśmiany i wyszydzony, albo znajdzie się ktoś, kto podsunie mu najgorsze z rozwiązań. Nie da się ukryć, że nastolatkowie są grupą najbardziej podatną na sugestie, pozostają pod wpływem innych, a emocjonalne rozchwianie utrudnia trzeźwe patrzenie na swoją sytuację i łatwo nimi manipulować..
Najłatwiej byłoby odciąć swoich podopiecznych od sieci i komputerów, ale jest to niemożliwe. I nie tędy droga, bo internet to nie jest samo zło. Należy jednak dziecko kontrolować, uprzedziwszy je o tym fakcie. Dziecko zastanowi się dwa razy, nim podejmie rozmowę z obcym człowiekiem, nim wrzuci swoje roznegliżowane zdjęcia na NK czy FB, a rodzic będzie mógł dowiedzieć się, czy dziecku nie dzieje się krzywda. Inne zasady bezpiecznego korzystania z internetu znajdują się w innym artykule „Dzieci w sieci”. Warto sobie przypomnieć.
Warto także, by takie tragedie, jak ta, która stała się udziałem rodziny Hanny Smith, nie pozostały tylko powodem komentarzy typu „jaka wielka tragedia”. Muszą nas czegoś uczyć, żebyśmy sami w przyszłości nie przechodzili podobnych dramatów.
Brytyjka miała 14 lat. Korzystała z serwisu społecznościowego, założonego 3 lata temu na Litwie. Zaznała tam wielu przykrości. Inni użytkownicy wyzywali ją, nazywali głupią, brzydką, grubą. Sugerowali, by ze sobą skończyła, że wszyscy będą jej za to wdzięczni. Ona odpierała ataki, odpowiadała na obelgi. W końcu się powiesiła. Użytkownicy internetu nie odpuścili jej nawet po śmierci. Hannah Smith nie jest jedynym dzieckiem, które targnęło się na swoje życie przez użytkowników tego serwisu. Nie jest także jedynym dzieckiem szykanowanym i prześladowanym w internecie.
Oskarżenia wędrują w stronę założycieli serwisu. Faktem jest, że został on tak pomyślany, by młodzież od 13 roku życia mogła korzystać z niego anonimowo. Faktem jest także, że nie funkcjonował tam żaden moderator, który kontrolowałby treści. Faktem jest również, że najwyraźniej nie przewidziano żadnych środków ostrożności, by zapewnić użytkownikom bezpieczeństwo. Wszystko racja. Ale…
Ale pytam, gdzie byli rodzice tej dziewczyny? To nie trwało dzień czy dwa. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że powinni spojrzeć dziecku głęboko w oczy i domyślić się, że coś jest nie tak. Bo po pierwsze nastolatki świetnie się maskują. Po drugie rodzice są często ostatnimi osobami, do których zwracają się ze swoimi problemami. Po trzecie rodzice słabo obserwują swoje dzieci i trudno im ocenić zmiany w ich zachowaniu. To w zasadzie też jest zarzut. Jednak najważniejszą kwestią i zdawałoby się najprostszą do zrealizowania, jest zabezpieczenie dziecka w internecie.
[smartads]
Na każdym kroku mówi się o tym, że należy nadzorować sposób, w jaki dzieci korzystają z internetu, że należy je chronić przed pornografią, przed brutalnymi grami, przed rozmowami z podejrzanymi, obcymi ludźmi. Trzeba kontrolować treści, jakie dzieci udostępniają na portalach społecznościowych i to, jak wygląda ich aktywność.
Tego wszystkiego zabrakło w przypadku Hanny Smith, w przypadku pozostałych nastolatków, którzy targnęli się na swoje życie przez ten sam serwis. Brakło w przypadku dzieci, które stały się bohaterami wstydliwych filmów wrzuconych na youtube przez kolegów ze szkoły i upokorzone popełniły samobójstwo. Takich przypadków w ostatnich latach jest wiele. I będzie. W internecie funkcjonuje mnóstwo stron, na których znajdują się instruktaże, jak popełnić samobójstwo, jakie sposoby są skuteczne, jak się do tego zabrać. Sprawdźcie sami. Są serwisy, w których przyszli samobójcy umawiają się, zawiązują pakty „ja się zabiję, jeśli ty też to zrobisz”. Dla wielu to krzyk rozpaczy i prośba o pomoc, wielu się nie decyduje na dramatyczny krok. Jednak są dzieci, które to robią. Ich rodzice budzą się wtedy i apelują do innych, by pilnowali swoich dzieci.
Nie ma co się łudzić, że gdy dziecko wyśle w sieć desperacki krzyk rozpaczy, pomogą mu przyjaciele, znajomi, rówieśnicy. Wtedy albo dostanie porcją pomyj, zostanie wyśmiany i wyszydzony, albo znajdzie się ktoś, kto podsunie mu najgorsze z rozwiązań. Nie da się ukryć, że nastolatkowie są grupą najbardziej podatną na sugestie, pozostają pod wpływem innych, a emocjonalne rozchwianie utrudnia trzeźwe patrzenie na swoją sytuację i łatwo nimi manipulować..
Najłatwiej byłoby odciąć swoich podopiecznych od sieci i komputerów, ale jest to niemożliwe. I nie tędy droga, bo internet to nie jest samo zło. Należy jednak dziecko kontrolować, uprzedziwszy je o tym fakcie. Dziecko zastanowi się dwa razy, nim podejmie rozmowę z obcym człowiekiem, nim wrzuci swoje roznegliżowane zdjęcia na NK czy FB, a rodzic będzie mógł dowiedzieć się, czy dziecku nie dzieje się krzywda. Inne zasady bezpiecznego korzystania z internetu znajdują się w innym artykule „Dzieci w sieci”. Warto sobie przypomnieć.
Warto także, by takie tragedie, jak ta, która stała się udziałem rodziny Hanny Smith, nie pozostały tylko powodem komentarzy typu „jaka wielka tragedia”. Muszą nas czegoś uczyć, żebyśmy sami w przyszłości nie przechodzili podobnych dramatów.
Elżbieta Haque