Gdy przemoc za ścianą

     A może wręcz przeciwnie? Może to dziecku się współczuje? Trudnego dzieciństwa? Rodziców tyranów? Stresu, jaki mu ci rodzice fundują, w związku z czym nie ma innego wyjścia i opłakuje swój ciężki dziecięcy los? A może jest jeszcze gorzej? Może dzieciak wyje, bo jest bity? Może głodzony? Maltretowany? Poniżany? W końcu ile można drzeć się, wojując o ciastko na obiad? No nie, nie… Na pewno nie tyle. Skoro się wydziera, na pewno dzieje mu się krzywda.
     I tu zaczynają się schody. Bo cóż teraz zrobić? Ratować oczywiście! Jak pozwolić, by za ścianą rozgrywał się dramat? A przede wszystkim, kto mógłby być na tyle nieczuły i bez serca, by odwrócić głowę, kiedy dziecku dzieje się krzywda? Nie można stać w miejscu, nie można dumać, trzeba działać. I to jak najszybciej! Tylko jak? Gdzie? Na policję? Do opieki społecznej? Może do żłobka/przedszkola, do którego krzywdzony maluch uczęszcza? Tam pewnie najlepiej, w takiej placówce będą wiedzieli, co zrobić. Nie ma czasu na myślenie, dumanie i rozważanie, bo trzeba działać, dziecko ratować, z rąk oprawców wyrywać, szkoda czasu na tworzenie planu, trzeba się ruszyć i już. Wszystko jedno jak, byle coś robić.
placzdziecka1
     Z jednej strony słusznie. Dzieci mają to do siebie, że słabe są, bezbronne, od dorosłych zupełnie zależne, nie umieją się bronić, walczyć o siebie, swoją godność i poszanowanie własnej osoby, dlatego potrzebują parasola ochronnego, pomocnej dłoni i nieobojętnego środowiska. Wydaje się to być szczególnie prawdziwe i potrzebne, zwłaszcza na tle co raz to nowych doniesień medialnych. Doniesień mrożących krew w żyłach i szokujących, bo kto by przypuszczał, że rodzic…, że się dopuści czegoś takiego…, że zamiast chronić przed całym złem tego świata, sam to zło urzeczywistni itd.
     Z drugiej zaś, co jeśli w tym pędzie ku ratowaniu dziecka, rujnuje się życie dorosłym? Co, jeśli dramat i rodzinną patologię zarzuca się rodzicom, którzy zwyczajnie pozwalają się dziecku wypłakać? Jeśli siedzą z daleka i pilnują, by nie zrobiło sobie krzywdy, gotowi rzucić się mu w razie potrzeby na ratunek, ale nie reagują na wrzaski i darcia? Co jeśli nie biją, nie maltretują, dbają, kochają, szanują i tylko po swojemu podchodzą do wrzasków?
     Problem. Ten cały brak obojętności wydaje się być teraz jedną wielką zagadką. I co zrobić? Jak się zachować? Ku czemu skłonić? W końcu skąd wiedzieć, kiedy reagować, a kiedy dać sobie spokój? Na podstawie czego wybierać między szeroko pojętym dobrem dziecka, a świętym prawem rodzica do decydowania o sposobie wychowania? Czy płacz, wrzask, darcie, wycie i histerie dziecka słyszane regularnie to wystarczająco dużo, by osądzić, wydać wyrok i najlepiej od razu wsadzić za kratki, pozbawiając praw rodzica? Czy z pozoru dziwne zachowanie rodzica wobec dziecka, którego jest się świadkiem i które interpretuje się jednoznacznie po swojemu, choć można na wiele innych sposobów, to już powód, by alarmować odpowiednie władze i służby?

[smartads]
     Jeśli jeszcze nie wtedy, to kiedy? I co z tymi dziećmi, które nie wrzeszczą, nie krzyczą i nie płaczą na cały głos? Które ze strachu przed kolejnym starciem z rodzicami chlipią w poduszkę tak cicho, że niemal same siebie nie słyszą?
     A może by tak jednak najpierw pomyśleć i podumać mimo wszystko? Zrobić coś ponad bierne słuchanie i czynne zawiadamianie służb wszelakich? Może dopuścić do głosu rozsądek i owszem, działać, ale tak, by nikomu nie stała się krzywda? A może zdjąć wdzianko zbawcy świata, nie stawiać w centrum siebie – głównego wojownika o dobro dzieci, stanąć z boku, w cieniu i spojrzeć obiektywnie? Zdecydowanie to skomplikowana i delikatna kwestia, wymagająca od tego, który chce reagować, ogromnej pokory, taktu, rozwagi i umiejętności spoglądania nie tylko przez pryzmat subiektywnej oceny sytuacji.

Katarzyna Perkowska

Dołącz do rozmowy

1 komentarz

  1. taaa… po atakach histerii w wykonaniu mojej królewny z dusza na ramieniu otwieram drzwi gdy ktoś do nich puka po jakimś czasie…
    Zastanawiam się kiedy sąsiedzi pomyślą, ze morduję moje dziecko, które krzyczy „ała ała” kiedy biorę je za rękę i prowadzę do pokoju zeby posprzątało klocki…
    Serio czasem sie boje, ze doczekam sie wizyty przemiłej pani z opieki społecznej albo policji 😛

Dodaj komentarz