Dzieci z niedosłuchem centralnym często mają problem z prawidłowym budowaniem zdań. Moja córka długo mówiła zamiast „budzę”, „budziłam” – „obudzam”, „obudzałam”. Czasem całe zdania brzmią nieprawidłowo, np.: „Ona jechał na rowerze”, „Ona jechał na rower”. Często takie sygnały są przez rodziców bagatelizowane, choćby ze względu na wiek dziecka, które jako kilkulatek przecież dopiero uczy się poprawnie wyrażać, budować prawidłowe zdania i wybierać prawidłową formę wyrazu.
Niedosłuch centralny powoduje także szybsze męczenie się dziecka podczas prac manualnych. Występuje często tzw. męczliwość ręki, dziecko szybko się denerwuje. Dzieciaki mają też często problem z wykonaniem po kolei kilku poleceń, np.: „Ubierz się, umyj zęby, uczesz włosy”. Skupiając się na pierwszym, umykają im kolejne.
Co, jeśli zaczynamy się niepokoić?
Najprościej udać się do najbliższej Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej i zrobić dziecku badanie platformą zmysłów. Pozwoli to rozwiać nasze obawy lub – niestety – potwierdzić, że dziecko ma problem ze słuchem. Im wcześniej zdiagnozujemy ewentualny niedosłuch, tym lepiej. Będziemy mieć więcej czasu na terapię, bo szkoła nie zaczeka na nasze dziecko i nauka będzie szła swoim rytmem, zostawiając nasze dziecko gdzieś z tyłu i zwiększając z każdym dniem ilość siwych włosów na naszej głowie. Wiem co mówię.
Jeżeli na badaniu wyjdą jakieś podejrzane wyniki, poradnia skieruje nas na badania właściwe. Najpierw będą to na pewno badania sprawdzające, jaki rodzaj niedosłuchu ma dziecko. NC też ma wiele odcieni i jedno dziecko będzie miało problemy z pamięcią słuchową, inne ze słuchem fonemowym, a jeszcze inne z zaburzoną uwagą słuchową.
Jeżeli okaże się, że nasze dziecko ma uszkodzony słuch centralny, to co wtedy?
Ano właśnie. W tym momencie zaczynają się schody. Bo albo mamy full servis, ale prywatnie, a koszta są – uwierzcie – kosmiczne, albo jesteśmy skazani na szkołę. A szkoła może, ale nie musi, stosować się do zaleceń Poradni i albo zorganizuje naszemu dziecku zajęcia kompensacyjno-korekcyjne z surdopedagogiem, albo (jak w naszym przepadku) zasłonią się brakiem funduszy. I wtedy radź sobie człowieku sam.
Surdopedagoda z NFZ ze świecą szukać. Niby jest, a nie ma. Całkiem jak Yeti. Ba! Nawet prywatnie nie jest łatwo go znaleźć.
Poza tym, niestety, niedosłuch centralny traktowany jest przez NFZ po macoszemu. Uważa się tam, że słyszymy uszami, więc skoro ucho działa, to wszystko jest w porządku. Nie liczmy więc na konkretną pomoc.
Wróćmy więc do wersji „na bogato”.
Terapia metodą Tomatisa.
Koszt od 2000 zł do nawet 5000 zł. Terapia polega na doborze indywidualnych dźwięków pod kątem dziecka i jego niedosłuchu. Zazwyczaj są to utwory Mozarta. Muzyka jest poddawana przesiewowi. Dźwięki, które są niepotrzebne, zostają wycięte, a dziecko przez 15 dni po dwie godziny słucha i czuje – bo fale dźwiękowe przecież również drgają – wybranego zestawu dźwiękowego. Następnie dziecko ma kilka tygodni przerwy i znowu sesja, tym razem krótsza, trwająca 8 dni. Ta jest czynna, bo podczas tej sesji dziecko nie tylko słucha, ale bierze udział w zajęciach. Dźwięki wysłuchiwane przez dziecko wpływają pobudzająco na mózg, uczą go słyszeć te tony, z którymi ma problem. Z drugiej strony, dzieci te potrzebują również uspokojenia i wyciszenia. Dlatego oprócz Mozarta słuchają również chorałów gregoriańskich.
[smartads]
O metodzie Tomatisa słyszałam różne opinie, także takie, że powoduje w niektórych przypadkach napady padaczkowe. Osobiście nie skorzystamy.
Oprócz metody Tomatisa wykorzystywana jest też metoda Johansena.
Polega ona mniej więcej na tym samym, tyle, że zamiast jeździć na sesje do ośrodka, dostajemy płyty z ustawioną pod nasze dziecko muzyką. Różni się ona też ceną. Koszt tej drugiej to około 1000 zł do 2000 zł. Terapia jest też dłuższa, bo trwa kilka miesięcy.
Niedosłuch centralny powoduje także szybsze męczenie się dziecka podczas prac manualnych. Występuje często tzw. męczliwość ręki, dziecko szybko się denerwuje. Dzieciaki mają też często problem z wykonaniem po kolei kilku poleceń, np.: „Ubierz się, umyj zęby, uczesz włosy”. Skupiając się na pierwszym, umykają im kolejne.
Co, jeśli zaczynamy się niepokoić?
Najprościej udać się do najbliższej Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej i zrobić dziecku badanie platformą zmysłów. Pozwoli to rozwiać nasze obawy lub – niestety – potwierdzić, że dziecko ma problem ze słuchem. Im wcześniej zdiagnozujemy ewentualny niedosłuch, tym lepiej. Będziemy mieć więcej czasu na terapię, bo szkoła nie zaczeka na nasze dziecko i nauka będzie szła swoim rytmem, zostawiając nasze dziecko gdzieś z tyłu i zwiększając z każdym dniem ilość siwych włosów na naszej głowie. Wiem co mówię.
Jeżeli na badaniu wyjdą jakieś podejrzane wyniki, poradnia skieruje nas na badania właściwe. Najpierw będą to na pewno badania sprawdzające, jaki rodzaj niedosłuchu ma dziecko. NC też ma wiele odcieni i jedno dziecko będzie miało problemy z pamięcią słuchową, inne ze słuchem fonemowym, a jeszcze inne z zaburzoną uwagą słuchową.
Jeżeli okaże się, że nasze dziecko ma uszkodzony słuch centralny, to co wtedy?
Ano właśnie. W tym momencie zaczynają się schody. Bo albo mamy full servis, ale prywatnie, a koszta są – uwierzcie – kosmiczne, albo jesteśmy skazani na szkołę. A szkoła może, ale nie musi, stosować się do zaleceń Poradni i albo zorganizuje naszemu dziecku zajęcia kompensacyjno-korekcyjne z surdopedagogiem, albo (jak w naszym przepadku) zasłonią się brakiem funduszy. I wtedy radź sobie człowieku sam.
Surdopedagoda z NFZ ze świecą szukać. Niby jest, a nie ma. Całkiem jak Yeti. Ba! Nawet prywatnie nie jest łatwo go znaleźć.
Poza tym, niestety, niedosłuch centralny traktowany jest przez NFZ po macoszemu. Uważa się tam, że słyszymy uszami, więc skoro ucho działa, to wszystko jest w porządku. Nie liczmy więc na konkretną pomoc.
Wróćmy więc do wersji „na bogato”.
Terapia metodą Tomatisa.
Koszt od 2000 zł do nawet 5000 zł. Terapia polega na doborze indywidualnych dźwięków pod kątem dziecka i jego niedosłuchu. Zazwyczaj są to utwory Mozarta. Muzyka jest poddawana przesiewowi. Dźwięki, które są niepotrzebne, zostają wycięte, a dziecko przez 15 dni po dwie godziny słucha i czuje – bo fale dźwiękowe przecież również drgają – wybranego zestawu dźwiękowego. Następnie dziecko ma kilka tygodni przerwy i znowu sesja, tym razem krótsza, trwająca 8 dni. Ta jest czynna, bo podczas tej sesji dziecko nie tylko słucha, ale bierze udział w zajęciach. Dźwięki wysłuchiwane przez dziecko wpływają pobudzająco na mózg, uczą go słyszeć te tony, z którymi ma problem. Z drugiej strony, dzieci te potrzebują również uspokojenia i wyciszenia. Dlatego oprócz Mozarta słuchają również chorałów gregoriańskich.
[smartads]
O metodzie Tomatisa słyszałam różne opinie, także takie, że powoduje w niektórych przypadkach napady padaczkowe. Osobiście nie skorzystamy.
Oprócz metody Tomatisa wykorzystywana jest też metoda Johansena.
Polega ona mniej więcej na tym samym, tyle, że zamiast jeździć na sesje do ośrodka, dostajemy płyty z ustawioną pod nasze dziecko muzyką. Różni się ona też ceną. Koszt tej drugiej to około 1000 zł do 2000 zł. Terapia jest też dłuższa, bo trwa kilka miesięcy.
Witam,
Bardzo dziękuje za tekst. Szczególnie za przedostatni akapit, ze zdaniem: …”plusem jest to, że niedosłuch jest do opanowania i po latach często nie ma po nim śladu…”
Jutro mój syn ma mieć wykonane badanie pod katem nc właśnie. Zasugerowała nam je w ubiegłym roku psycholog z ppp. Na podstawie badania z u psychologa i pedagoga stwierdzono, że niby wszystko jest ok. Dziecko zdolne mądre, ale… jego nadpobudliwość i kłopoty z koncentracja mogą wynikać właśnie z zaburzeń centralnego układu przetwarzania słuchowego. Staram się dziś znaleźć jak najwięcej informacji na temat tego, jak będzie przebiegało to badanie? Czy trzeba się / dziecko jakość szczególnie do niego przygotować? Jakie dokumenty (poza oczywiście świętym skierowaniem) są potrzebne do jego przeprowadzenia? Jakie dokumenty mogą być przydatne?… Czy mogę prosić o kilka słów na temat przebiegu badania i niezbędnej dokumentacji? Z góry dziękuje za pomoc. Ania Kruczek