Po interview mój cały entuzjazm oklapł znacznie. Choć nadzieja wciąż się tliła. I nie wiem, jakim cudem, ale dostałam tę pracę!!! YUUUUPIIIII!!! Niewiarygodne. Moja radość – bezcenna. Banana na gębie nosiłam całe kilka minut po telefonie, kiedy to nagle zorientowałam się, że jak pójdę do tej mojej wymarzonej pracy, to nie będę mogła pojechać z rodzinką i znajomymi na wcześniej zaplanowane wakacje. No bo jak wiadomo w życiu nie ma nic za darmo. Nie ma łatwo. Targały mną sprzeczne uczucia. Trudno było się cieszyć… Po czym odchorowując stratę dwutygodniowego pobytu nad morzem, stwierdziłam, że może to nie takie złe rozwiązane dla mnie jest. Wizja dwóch tygodni samej w domu. Totalna abstrakcja.
Tym sposobem miałam wakacje od dzieci i domowych obowiązków. Naprawdę tego bardzo potrzebowałam. Bardzo. Wiadomo, tęskniłam za nimi okrutnie. Pomimo szczerej nienawiści do przemieszczania się samochodem po kraju, pojechałam do nich na weekend. Wyściskaliśmy się, pobyliśmy razem, nawet plażowanie zaliczyłam. Spiekłam raka, mam białe okulary wokół oczu.
W drodze powrotnej dokonałam niewiarygodnego odkrycia. Podczas ich pobytu na wczasach jeździłam pożyczonym autem, które to mi załatwił Wszechmogący. Czy mówiłam, że mam wspaniałego męża? Wiedział, jak mnie przerasta podróżowanie komunikacją miejską. Wyśmiewał się ze mnie z dwa tygodnie, że mam sobie bilet miesięczny kupić, ja już odkurzyłam rower, żeby nim się poruszać, a on mi mówi, że auto dla mnie załatwił. Normalnie szał. Ładnych parę lat mi już takiej niespodzianki nie zrobił! Jechałam tym autem nad morze. Pragnę tutaj nadmienić, że jestem świadomym kierowcą, niejednym autem już jeździłam, radzę sobie technicznie, umiem zmieniać koła, nalać płyn do spryskiwacza a nie do chłodnicy i takie tam. Niemniej to auto jakoś mi tak nie szło. Przy 110 km/h już ciężko jechało, przy 130 km/h odkręcały się śrubki. Nosz…, dziwne. Auto relatywnie nowe, jakieś 3 lata. W drodze powrotnej, 200 km od domu doznałam olśnienia. Auto miało 6 bieg, którego istnienia byłam nieświadoma! Taaaak. Spaliłam trochę więcej paliwa, niż bym mogła… Blondi? Uśmiałam się w głos sama do siebie i do łez. Potem na szóstce jechało się już znacznie lżej.
[smartads]
A w domu cisza, spokój, wszystko leżało tam, gdzie to zostawiłam. Choć pewnych nawyków nie mogłam się wyzbyć. Na przykład z uporem maniaka kładłam telefon poza zasięgiem małych rączek, wyjmowałam kurki od kuchenki, naciskałam blokadę pralki puszczając pranie, wyjmowałam klucze z drzwi. Wszystko mi się z nimi kojarzyło, serducho się ściskało, ale też ogromnie wręcz odpoczywałam. O ile można ogromnie odpoczywać. Nawet zdarzało mi się włączyć TV a przed wyłączeniem ustawiałam na Mini Mini, odruchowo. Po czym wybuchałam śmiechem, widząc absurdalność takiego zachowania.
Tym sposobem miałam wakacje od dzieci i domowych obowiązków. Naprawdę tego bardzo potrzebowałam. Bardzo. Wiadomo, tęskniłam za nimi okrutnie. Pomimo szczerej nienawiści do przemieszczania się samochodem po kraju, pojechałam do nich na weekend. Wyściskaliśmy się, pobyliśmy razem, nawet plażowanie zaliczyłam. Spiekłam raka, mam białe okulary wokół oczu.
W drodze powrotnej dokonałam niewiarygodnego odkrycia. Podczas ich pobytu na wczasach jeździłam pożyczonym autem, które to mi załatwił Wszechmogący. Czy mówiłam, że mam wspaniałego męża? Wiedział, jak mnie przerasta podróżowanie komunikacją miejską. Wyśmiewał się ze mnie z dwa tygodnie, że mam sobie bilet miesięczny kupić, ja już odkurzyłam rower, żeby nim się poruszać, a on mi mówi, że auto dla mnie załatwił. Normalnie szał. Ładnych parę lat mi już takiej niespodzianki nie zrobił! Jechałam tym autem nad morze. Pragnę tutaj nadmienić, że jestem świadomym kierowcą, niejednym autem już jeździłam, radzę sobie technicznie, umiem zmieniać koła, nalać płyn do spryskiwacza a nie do chłodnicy i takie tam. Niemniej to auto jakoś mi tak nie szło. Przy 110 km/h już ciężko jechało, przy 130 km/h odkręcały się śrubki. Nosz…, dziwne. Auto relatywnie nowe, jakieś 3 lata. W drodze powrotnej, 200 km od domu doznałam olśnienia. Auto miało 6 bieg, którego istnienia byłam nieświadoma! Taaaak. Spaliłam trochę więcej paliwa, niż bym mogła… Blondi? Uśmiałam się w głos sama do siebie i do łez. Potem na szóstce jechało się już znacznie lżej.
[smartads]
A w domu cisza, spokój, wszystko leżało tam, gdzie to zostawiłam. Choć pewnych nawyków nie mogłam się wyzbyć. Na przykład z uporem maniaka kładłam telefon poza zasięgiem małych rączek, wyjmowałam kurki od kuchenki, naciskałam blokadę pralki puszczając pranie, wyjmowałam klucze z drzwi. Wszystko mi się z nimi kojarzyło, serducho się ściskało, ale też ogromnie wręcz odpoczywałam. O ile można ogromnie odpoczywać. Nawet zdarzało mi się włączyć TV a przed wyłączeniem ustawiałam na Mini Mini, odruchowo. Po czym wybuchałam śmiechem, widząc absurdalność takiego zachowania.
Kredk@
Strony: 1 2
Jadąc dzisiaj do pracy w autobusem komunikacji miejskiej, czytając jeden z magazynów psychologicznych dla kobiet zatęskniłam za czasem gdy siedziałam w domu. Jaka kobieta zmienną jest, gdy kończy się nasz macierzyński cieszymy się że wracamy do pracy, że dzienny bój który staczamy z maluchem zrobi za nas ktoś inny, że my możemy wrócić przed komputer i odbębniać codzienny etat. Moje dwie córki mają dzisiaj 10 i 4 latka i gdzieś w środku obudziła się we mnie wielka ochota częstszego spędzania z nimi czasu, ochota na pozostanie w domu i wspólne przeżywanie szczęśliwych chwil. Chyba wszystkie trzy dorosłyśmy. Czyżbym odnajdywała po trochu sens może życia ? Szkoda tylko że takie siedzenie w domu nie przynosi dochodu i nie pozwala na comiesięczne płacenie rachunków, bo gdyby tak było kto wie czy nie pisałabym siedząc na mojej kanapie z kawką w dłoni. pozdrawiam e-mamę 🙂
A może to jest trochę tak, że… wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma? Albo wszystko męczy, nudzi się, powszednieje po jakimś czasie. Posiedziałabyś trochę w domu i znów zatęskniłabyś za pracą 🙂
a może po prostu muszę rozpocząć karierę taką która godzi dom i pracę ?