Kochany SYSTEMIE zakwalifikuj moje dzieci do placówki. Błagam!
Nie wiem, nie mam bladego pojęcia, jak radzą sobie inne mamy z brakiem możliwości zrobienia czegokolwiek. Najbardziej nawet trywialne czynności okraszone są walką z dzieciakami. Niekoniecznie fizyczną, ale psychiczną. To wieczne kombinowanie, wymyślanie durnych zabaw, próba skierowania ich uwagi na co innego, zajęcia ich jakąś mega fascynującą pracą. Czka mi się tym. W ciągu dnia jestem niewolnikiem dwóch żądnych krwi istot, które wyłoniły się z łona mego czas jakiś temu i przejęły kontrolę nad moim życiem, zżarły moją przestrzeń, wsadziły do terrarium i napełniają je wodą.
Czka mi się tym. W ciągu dnia
jestem niewolnikiem dwóch rządnych
krwi istot, które wyłoniły się
z łona mego czas jakiś temu
i przejęły kontrolę nad moim
życiem, zżarły moją przestrzeń.
I tak, tak wiem Supernianiu, że te moje dzieci nie są złe i że nawet rządne krwi nie są, tylko ze mnie dupa nie rodzic. I co? I nic. Czy to, ze mam świadomość swoich ułomności, mnie usprawiedliwia? Czy zmienia moje beznadziejne położenie? Dostanę rozgrzeszenie? Jakiś coaching by się przydał, mentoring, cokolwiek, małe szkolono w instytucie SPA na końcu świata? Aaaa! Mocy przybywaj!!!
A może to moje wypalenie tak mi zgrabnie zniekształca obraz? Może wcale nie jest tak beznadziejnie, jak mi się wydaje? Przestało mi się chcieć, brak mi konsekwencji, pomysłów, ogarnęło mnie zmęczenie materiału, styki nie stykają, przewody nie przewodzą. Stupor, stagnacja, zawieszenie. Odganiam się od dzieci jak od natrętnych much, żeby wyrwać choć kawałek przestrzeni dla siebie. Choć mam wątpliwości czy JA jeszcze istnieję. I przecież to nie jest tak, że ich nie kocham, że ich nie chcę. Wiadomo, że są całym moim światem. O! Właśnie, trafnie napisane. Są całym moim światem, albo większą jego częścią. A ja bym chciała mieć kawałek swojego świata. Takiego tylko mojego, własnego.
[smartads]
Dzień podobny do dnia. Zero rozrywek, atrakcji, perspektyw. Pranie, gotowanie, sprzątanie, bla, bla, bla. Za nami zima. Nie to, żeby jakaś upierdliwa szczególnie była. Choć nawet gdyby była, to bym nie zauważyła, chyba że przez okno. Udało nam się przechorować ponad dwa i pół miesiąca. Wszystkim. Znaczy oprócz Wszechmogącego, bo on się z nami nie kisił w tych zarazkach. Tylko pracował od rana do nocy na chleb nasz powszedni i moje zachcianki. A tych jak wiadomo nie brakuje, wręcz w nadmiarze są raczej. Przez to, że i mi udało się łyknąć cztery serie antybiotyków biegowo i ruchowo też było wcale. Co chyba dodatkowo pogrążyło mnie w bagniskach duszy mej nieczystej.
Dawno nie czytałam nic bardziej wyrazajacego mojego wnetrza..
Mam jedno dzieciatko…mieszkam za granica..
Od 2 lat mam depresje.. 🙁
Jestem szczesliwą matką zoną…kobietą spelniona..ale jak przeczytalam artykuł wyzej czulam ze pisze GO moja głowa..
Dziekuje ze napisalas co czujesz…
Nie jestes sama..
Podziwiam na 100-kroc takie osoby jak Ty…
Moze kiedys tez znajde w sobie odwage napisania co JA czuje..co mysle..
Kiedys…-jak w koncu obudze sie ze swojego snu-ZYCIA…
….
Dzieci szybko rosną dziewczyny! Ja od czasu do czasu przeżywam to samo, wtedy trzeba mieć odwagę wyjść z domu i zrobić coś dla siebie, olać bałagan, brudne slipy i nieumyte mordki. Dzieci szybko rosną i już niedługo wasza cierpliwość i poświęceniebzostanie odpłacone wyjściem do kina z córką i kwiatami na urodziny od syna!
Trafnie kurko. mowie do swoich dzieci kurczaki a jak wstaną takie zaspane i roztrzepane to i od kur im sie dostanie.
Kredko swietny styl pisania i z dystansem.to mi sie podoba żadnego nadmuchania bo takie szkraby potrafią oj potrafią nabroić:)
Masz świetne dzieciaczki! jak sie o nich czyta to banan na twarzy) pozdrawiam waszą czwórkę!
… Czytając Twój felieton, czułam,że moje myśli właśnie się zmaterializowały… Dzięki Ci za to i jestem pod wrażeniem, że poza maratonem codziennym znalazł się jeszcze ten warszawski… Pozdrawiam serdecznie i przesyłam moje ostatnie 2 dobre fluidy 😉