A jeśli umrę?

wychowanie– A jeśli umrę?
     O mały włos a udławiłabym się kawałkiem ciastka. Matka Wiedźma nie wyglądała na chorą, niezrównoważoną psychicznie lub nękaną myślami samobójczymi. Wyglądała jak zwykle, zachowywała się jak zwykle, gadała jak zwykle.
– Dlaczego miałabyś umrzeć? – wydusiłam z siebie, gdy już otrząsnęłam się z pierwszego szoku – Dlaczego w ogóle o tym myślisz? Młoda jesteś, szanse, że umrzesz, są chyba bliskie zeru…
– Nie szalej – odpowiedziała spokojnie – każdy kiedyś umrze, niekoniecznie ze starości.
     Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam jak ostatni głupek i chyba tak samo wyglądałam. Ona wiedziała. W końcu nie zaczęła bez powodu.
– Gdybym wiedziała kiedy, miałabym szansę się przygotować. Się – jak się, miałabym szansę przygotować Małą Wiedźmę, przekazać szybciutko schedę. Miałabym szansę wszystko ustalić, zaplanować, ogarnąć i wybrać. Ale nie wiem i nie mam. Dlatego muszę inaczej.
– Czyli jak? – wypsnęło mi się zupełnie bezwiednie.

Dzieci mają niespotykany
dar pojmowania najróżniejszych
czynności jako zabawy.
To dzięki temu uczą się
szybciej i lepiej niż dorośli,
w dodatku sprawia im to mnóstwo
frajdy i radości.

– Nosiłam ją w sobie tyle miesięcy i to był jedyny czas, kiedy była ode mnie zupełnie zależna, kiedy jej życie zależało od mojego, jej bycie i jej cała reszta. Było – minęło. Przyszła na świat i od tej pory moim zadaniem jest przygotować ją i nauczyć żyć samodzielnie. Beze mnie. Nie chodzi o to, żeby uważała, że nie potrzebuje ludzi i jest cudownie samowystarczalna. Chodzi o to, żeby dała sobie radę bez mojej niezbędnie-koniecznie-potrzebnej pomocy, żeby wiedziała, że umie, potrafi, może…, że jest wartościowa, zdolna, mądra, silna sama w sobie, niezależnie ode mnie.
     Przerwała na chwilę. Spojrzała za Małą Wiedźmą, bawiącą się – zdaje się – w huragan.
– Proszę to w tej chwili sprzątnąć, idziemy spać – powiedziała spokojnie.
-Mamusia umie lepiej – Mała Wiedźma odpowiedziała głosem najsłodszym ze słodkich.
– Słyszałaś? – zwróciła się do mnie. – O tym właśnie mówię.
          Nachyliła się nad nią i wyszeptała:
– Nie martw się, już niedługo. Jeszcze trochę i będziesz umiała tak samo.
     Pokazała jej, jak to zrobić, następnie usiadła obok i podziwiała, chwaliła, podpowiadała, chwaliła, motywowała, chwaliła… Chwilę to trwało. Jak by nie patrzeć, huragan był tragiczny w skutkach, Mała Wiedźma zaś – jest mała.
– Musisz poprawiać – zaczęłam, gdy wróciła z sypialni – zmarnowałaś tyle czasu, a i tak…
     Przerwała mi. Wiedziała co chcę powiedzieć.
– A co twoim zdaniem powinnam była zrobić? Posprzątać za nią, żeby było szybciej i bez problemów? Pomagać jej aktywniej, najlepiej własnymi rękami? Nie wymagać, bo mała, bo ma czas? Nie zamierzam – odpowiedziała zanim zdążyłam otworzyć usta. – Jest mała, a nie upośledzona. Powinnam się o nią troszczyć, pilnować jej, chronić, ale nie wyręczać! Ona się musi nauczyć wszystkiego od zera. Jak ma to zrobić, gdy będę jej podkładała poduszki, żeby kolana nie stłukła, biegając? Gdy będę trzymała za rękę cały czas, będę biegała z nią na rękach, bo przecież ja biegać umiem, to się nie przewrócę, a więc i ona krzywdy sobie nie zrobi? Jak ma nauczyć się sprzątać, gdy będę robiła to za nią? Jak nauczy się myć, gdy nie pozwolę jej próbować? Jak ma umieć się bawić, gdy będę jej organizować czas i wymyślać, co ma w danej chwili robić? Jak ma nauczyć się jeść, gdy będę ją karmić, żeby było szybciej i czyściej oraz bez szkód?

[smartads]
     To jest jak chodzenie. Nauczyła się, bo próbowała. Raz, drugi, piąty, dziesiąty. Upadła, potknęła się, nie udało się jej, a ona próbowała dalej, aż w końcu znalazła sposób, jak to zrobić, zadowolona z efektów – miała motywację do doskonalenia tej umiejętności. Chcę, żeby była samodzielna, oczywiście na miarę wieku, żeby umiała sobie radzić, szukała rozwiązań, wyjścia, podejmowała decyzje i liczyła się z konsekwencjami. Za mała? Chyba nie. Chcę, żeby poznawała, rozwijała się, uczyła. Dlatego pokazuję, trzymam za rękę raz i drugi, po czym puszczam i obserwuję. Człowiek najszybciej przyswaja to, czego udało mu się doświadczyć, czego dotknął, powąchał, co sparzyło, dało się zapamiętać. Słowa w tym wypadku są bezsilne. Pozwalam na upadki, bo tylko dzięki nim nauczy się upadać bezpiecznie… Odruchowo wyciąga rączki, asekuruje się, amortyzuje upadek, ochrania głowę. Nie musiałam jej tego uczyć. Po prostu nie ingerowałam. Gdybym chroniła każdy krok, „zmiękczała” każdy upadek, nie miałaby potrzeby sama się chronić, odruch z czasem by zanikł. To naturalna reakcja, kiedy nie pozwala się dziecku w taki czy inny sposób na jakieś zachowania, nawet jeśli robi się to z jakiejś dziwnie pojętej troski, dziecko z czasem zaprzestaje takich zachowań.

Dodaj komentarz