Jak pomyślała, tak zrobiła. A że miała spore możliwości i znajomości, zdobyła listę gości z bankietu. Było 3 Krzysztofów. Ale od czego jest wujek Google? Wpisała pierwszego, było zdjęcie. Nie, to nie ten. Drugi. To nie firma komputerowa. Zatem trzeci. Niestety zdjęcia nie było. Szybko przeczytała notatkę o nim. Cóż, wygląda na to, że to ten. Lubi warszawską Starówkę. Hm, to by się nawet zgadzało. Spisała do kalendarza adres biura i telefony. Zastanawiała się, czy pojechać do biura, czy do domu. Nie pamiętała numeru mieszkania, tylko mniej więcej, która kamienica. Czy lepiej zadzwonić? Nie, chyba nie, bo co by mu powiedziała? I tak przez telefon? Do pracy czy do domu, do pracy czy do domu? Wystukiwała palcami rytm na swoim biurku. Nie zdecydowała.
Odwiedziła lekarza i pojechała do rodziców. Nie była w domu od Bożego Narodzenia. Mama i tata byli mile zaskoczeni jej wizytą. Mama jak zwykle włączyła swój siódmy zmysł matczyny i wieczorem zapytała:
– Anetko, co się stało?
– Nic, mamo, to znaczy nic strasznego, choć wywraca to moje życie do góry nogami. Jestem w ciąży. Zdecydowałam, że urodzę to dziecko, bo jak nie teraz to kiedy? – wyrzuciła jednym tchem.
I przytuliła się do mamy, tak jak wtedy, gdy była mała dziewczynką i coś nabroiła. Poczuła, że się boi. Oczywiście nie mamy, tylko konsekwencji swojej decyzji, czy sobie poradzi.
I wtedy padło to pytanie, na które czekała:
– A co na to przyszły tata?
– Nic, bo nic nie wie – odpowiedziała.
– I co zamierzasz?
– Powiem mu, ale dziecko wychowam sama. Wiesz, on i ja, to takie jednorazowe zauroczenie było.
Mama pokiwała głową. Zamyślona popatrzyła na ogień w kominku.
– Zrób to. Tylko nie zwlekaj zbyt długo. Musisz z nim porozmawiać i załatwić wszystko tak, jak trzeba. Ale obiecaj mi, że nie postawisz go w sytuacji bez wyjścia. Nie mów, że będziesz wychowywać dziecko sama. To też jego dziecko. Daj mu trochę czasu na oswojenie się z sytuacją. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na naszą pomoc.
– Ale, mamo! On nie będzie chciał, miał swoje plany zawodowe.
– Ciii… Zrób tak, jak ci powiedziałam, zaufaj matce. Czujesz coś do niego?
– Nie, chyba nie… Nie wiem… W sumie dobrze nam było, ale jakoś tak wyszło.
Wyjechała od rodziców spokojniejsza i z gotowym planem, jak zwykle. Postanowiła, że powie mu w grudniu. Musi najpierw pozałatwiać sprawy w pracy. Wiedziała, że panią prezes już nie będzie, prawo rynku. Na styczniowym walnym zgromadzeniu złoży rezygnację z funkcji prezesa. Musi też przygotować wszytko dla dziecka.
Siedziała na tarasie w swoim mieszkaniu. Gdzieś z okolic płynęła piękna muzyka, a ona zastanawiała się nad przyszłością. Dawniej mieszkała w domku z ogródkiem i zawsze myślała, że kiedyś, jak będzie miała swoje dzieci, też tak będzie mieszkać. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień zabaw z dziećmi z okolic. A może tak wyprowadzić się z Warszawy? Jeszcze nieśmiało, ale coraz intensywniej ta myśl panowała nad jej poczynaniami. Obejrzała w Internecie setki ofert, aż w końcu znalazła. Działka w Zalesiu Górnym przy ulicy Boginek Leśnych. Dla samej nazwy ulicy można chcieć tam mieszkać.
[smartads]
Pojechała. Miejsce okazało się naprawdę piękne. A do sprzedania były dwie, a nie jedna działka. „Muszę je mieć” – pomyślała. Umówiła się ze sprzedawcą w Warszawie w biurze nieruchomości. Zabrała ze sobą prawnika. Negocjacje były trudne, ale w końcu osiągnęła to, co zaplanowała. Jak zwykle. Kupiła obie działki za dobrą cenę, więc stała się szczęśliwą właścicielką 10 tysięcy metrów kwadratowych z kilkoma pięknymi dębami.
Ze swojego pudełka ze skarbami wyciągnęła projekt domu, który sobie odłożyła, licząc, że kiedyś go wybuduje. Znalazła firmę budowlaną i uzgodniła harmonogram prac od wiosny. A że była już pewna, że do pracy w Warszawie nie wróci, na drugiej działce zaprojektowała budowę przedszkola. Złożyła wniosek o dopłatę z UE. Skalkulowała – miała duże szanse. Jako matka i kobieta powracająca na rynek pracy i zakładająca swoją firmę.
Odwiedziła lekarza i pojechała do rodziców. Nie była w domu od Bożego Narodzenia. Mama i tata byli mile zaskoczeni jej wizytą. Mama jak zwykle włączyła swój siódmy zmysł matczyny i wieczorem zapytała:
– Anetko, co się stało?
– Nic, mamo, to znaczy nic strasznego, choć wywraca to moje życie do góry nogami. Jestem w ciąży. Zdecydowałam, że urodzę to dziecko, bo jak nie teraz to kiedy? – wyrzuciła jednym tchem.
I przytuliła się do mamy, tak jak wtedy, gdy była mała dziewczynką i coś nabroiła. Poczuła, że się boi. Oczywiście nie mamy, tylko konsekwencji swojej decyzji, czy sobie poradzi.
I wtedy padło to pytanie, na które czekała:
– A co na to przyszły tata?
– Nic, bo nic nie wie – odpowiedziała.
– I co zamierzasz?
– Powiem mu, ale dziecko wychowam sama. Wiesz, on i ja, to takie jednorazowe zauroczenie było.
Mama pokiwała głową. Zamyślona popatrzyła na ogień w kominku.
– Zrób to. Tylko nie zwlekaj zbyt długo. Musisz z nim porozmawiać i załatwić wszystko tak, jak trzeba. Ale obiecaj mi, że nie postawisz go w sytuacji bez wyjścia. Nie mów, że będziesz wychowywać dziecko sama. To też jego dziecko. Daj mu trochę czasu na oswojenie się z sytuacją. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na naszą pomoc.
– Ale, mamo! On nie będzie chciał, miał swoje plany zawodowe.
– Ciii… Zrób tak, jak ci powiedziałam, zaufaj matce. Czujesz coś do niego?
– Nie, chyba nie… Nie wiem… W sumie dobrze nam było, ale jakoś tak wyszło.
Wyjechała od rodziców spokojniejsza i z gotowym planem, jak zwykle. Postanowiła, że powie mu w grudniu. Musi najpierw pozałatwiać sprawy w pracy. Wiedziała, że panią prezes już nie będzie, prawo rynku. Na styczniowym walnym zgromadzeniu złoży rezygnację z funkcji prezesa. Musi też przygotować wszytko dla dziecka.
Siedziała na tarasie w swoim mieszkaniu. Gdzieś z okolic płynęła piękna muzyka, a ona zastanawiała się nad przyszłością. Dawniej mieszkała w domku z ogródkiem i zawsze myślała, że kiedyś, jak będzie miała swoje dzieci, też tak będzie mieszkać. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień zabaw z dziećmi z okolic. A może tak wyprowadzić się z Warszawy? Jeszcze nieśmiało, ale coraz intensywniej ta myśl panowała nad jej poczynaniami. Obejrzała w Internecie setki ofert, aż w końcu znalazła. Działka w Zalesiu Górnym przy ulicy Boginek Leśnych. Dla samej nazwy ulicy można chcieć tam mieszkać.
[smartads]
Pojechała. Miejsce okazało się naprawdę piękne. A do sprzedania były dwie, a nie jedna działka. „Muszę je mieć” – pomyślała. Umówiła się ze sprzedawcą w Warszawie w biurze nieruchomości. Zabrała ze sobą prawnika. Negocjacje były trudne, ale w końcu osiągnęła to, co zaplanowała. Jak zwykle. Kupiła obie działki za dobrą cenę, więc stała się szczęśliwą właścicielką 10 tysięcy metrów kwadratowych z kilkoma pięknymi dębami.
Ze swojego pudełka ze skarbami wyciągnęła projekt domu, który sobie odłożyła, licząc, że kiedyś go wybuduje. Znalazła firmę budowlaną i uzgodniła harmonogram prac od wiosny. A że była już pewna, że do pracy w Warszawie nie wróci, na drugiej działce zaprojektowała budowę przedszkola. Złożyła wniosek o dopłatę z UE. Skalkulowała – miała duże szanse. Jako matka i kobieta powracająca na rynek pracy i zakładająca swoją firmę.