– Co ty powiedziałaś?
Ona zaś lekko zdziwiona tonem, zupełnie spokojnie odpowiedziała:
– Wagina.
Dziadek się zmieszał (chyba), rzucił rodzicom wołające o pomoc spojrzenia, które spotkały się z totalną obojętnością.
Mama zaczęła mieć zabawę. Już, już chciała interweniować, ale… Zawahała się na moment. Nieposkromiona ciekawość nakazała jej jeszcze poobserwować, przekonać się, co będzie dalej. Zatem nos niby za laptop schowała, ale oczka wgapia to w córkę, to w Dziadka. Córka (zwana również Małą Wiedźmą), zajmowała się spokojnie sobą, lalkami i całym zastępem pojazdów, Dziadek natomiast chyba chciał coś, ale nie wiedział jak, a może czekał, aż ktoś podchwyci temat? Po chwili rzucania wymownych spojrzeń chyba w każdy centymetr sześcienny pokoju, zaczął:
– Co ona powiedziała?
Umie też penis, prawda?
No, powiedz dziadkowi penis.
Mama więc ze spokojem w głosie, choć tak naprawdę była do łez rozbawiona całą tą sytuacją, ciszą tak cichą, że nawet muchy przestały bzykać, miną Dziadka – ojca swego rodziciela i resztą okoliczności, odpowiedziała:
– Wagina… – i prawie nabrała tchu na wywód, ale nie… Jednak zatrzymała się i patrzyła, co będzie dalej.
Dziadek zdziwiony chyba do granic możliwości wymamrotał:
– Ale ona ma dopiero 1,5 roku.
Na co ona, spokojna jak nigdy, ukryta pod maską powagi i obojętności, zażartowała:
– Nooo, dopiero 1,5 a już tyle słów zna.
Tego było już chyba za wiele dla biednego Dziadka. Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale chyba głos stracił, uszom nie wierzył, dziwne kolory barwiły mu twarz, usta otworzył i zamarł w ostateczności. Wtedy przestała się nad nim znęcać. Poprawiła włosy, uniosła tyłek, odchrząknęła i… uraczyła widzów wywodem. Bo trzeba wspomnieć, że oprócz niej, Małej Wiedźmy i Dziadka, widownia była spora, pięcioosobowa.
– Wagina – powtórzyła – w czym rzecz? Że wagina, a nie jakaś inna sisia, piczka, żabka etc.? Czy że w ogóle zna to słowo? A zna, przecież to zupełnie taka sama część jej ciała jak plecy, ręce, nogi, głowa i reszta, na którą zupełnie nie zwróciliście wcześniej uwagi.
Ujrzała pootwierane gęby, co tylko ją nakręciło, by swojej nie zamykać. Kontynuowała więc.
– Zrobiliśmy to zupełnie świadomie, nie usłyszała tego od obcych czy z jakiegoś ‘brzydkiego filmu’, nauczyliśmy ją rączek, nóżek, więc i waginy.
Wtedy wtrącił się Tatuś:
– Umie też penis, prawda? No, powiedz dziadkowi penis.
Mała Wiedźma, nie przerywając zabawy, odpowiedziała zupełnie zwykłym tonem:
– Penis.
Po chwili jednak uznała chyba, że stała się gwiazdą spotkania i jakby braw się domagała. Gdy jednak spostrzegła, że cała sprawa toczy się niejako poza nią, wróciła do swoich zajęć. Dziadek milczał, ale z jego twarzy czytać można było, jak z otwartej księgi. Mama, widząc że nie ma się właściwie z czego śmiać, bo całe towarzystwo jakby trochę zniesmaczone, postanowiła podzielić się swoimi poglądami.
[smartads]
– Wiecie, co gdzieś przeczytałam? Jedna mama opowiadała o swoim dziecku i użyła właśnie słowa w stylu siusiak czy coś, kilka innych dołączyło do rozmowy, prześcigając się w coraz to śmieszniejszych synonimach autorstwa własnego lub zapożyczonych od mam i babć. W końcu ktoś zadał pytanie – dlaczego? Dlaczego wymyślają, zamiast nauczyć mówić tak, jak się wspomniane organy nazywają anatomicznie. Co usłyszała? Że to obleśne, że dziecku tak nie wolno, że jak dorośnie, że… w każdym razie, całą masę bzdurnych odpowiedzi i wyjaśnień. Uśmiałam się z tego serdecznie. Żal mi ich trochę było, ale tak naprawdę żal mi było tych dzieci, wychowanych jak kiedyś ja.
– Nooo, ale one mają rację, to tak obleśnie do dziecka ‘wagina’ – mruknęła Ciocia.