Ostatnio ubawiłam się do łez, jak dentystka zapytała mnie, co ja takiego robię, że tak pięknieję z każdym miesiącem. A ja powiedziałam, że nic, siedzę w domu z dziećmi, a ona na to: „No tak zero stresu…” Hmmm, zero stresu? Że zacznę od rzeczy oczywistych, takich jak nasilenie decybeli w moim bezpośrednim otoczeniu. Długotrwałe i nieustające i nie mogę się od nich odłączyć za pomocą słuchawek wyciszających. Wieczna niepewność, co się za chwilę wydarzy, brak możliwości zaplanowania czegokolwiek, wieczny bałagan i harmider, niedostatek snu. Wystarczy? Niemniej wypięknieć można. Miło słyszeć takie komplementy. Chyba mogłabym się do tego przyzwyczaić, a nawet polubić.
Co tam mi się jeszcze nie udaje? Ach! No dzieci nie w przedszkolu mam, tylko w domu. Zupa mi się też ostatnio nie udała. Nie udaje mi się biegać tak często, jak bym sobie tego życzyła, w rezultacie przebiegnięcie „Biegnij Warszawo” w wymarzonym przeze mnie czasie jest niemożliwe do zrealizowania. Nie udało mi się obronić przed presją seniorów rodu i oto jak będzie wydawany ten numer (bo wierzę, że będzie o czasie jak zawsze, już Siostra Naczelna nad tym czuwa), to ja będę uczestniczyć w cyrku pod tytułem: „Chrzciny Moich Dzieci”. Ta dam! Ciekawe kto ich przed ołtarzem na czas polewania utrzyma, bo o całej mszy to nawet nie marzę. Szkoda by było starego, zabytkowego kościółka na nich. Tak więc jakby kolejnego felietonu nie było, to znaczy, że nie przetrwałam tego przedsięwzięcia nerwowo lub fizycznie, lub psychicznie, a najpewniej wszystko na raz. Także czytając to wspomnijcie o mnie ciepło, proszę. Może pomoże.
To sobie ponarzekałam. Trochę mi lepiej. Przyjdzie mi osiwieć przedwcześnie przez te dzieciaki. A wróciłam po 20 latach do swojego naturalnego koloru. Wszystko przeciwko mnie. Nic to. Siwa też będę piękna.
[smartads]
Chyba dopiero teraz zrozumiałam, co ci wszyscy współczujący mi dzieci z małą różnicą wieku mieli na myśli. Ale co tam. Przetrwam. A jak się zaprawię w bojach, to mnie już nic nie zniszczy. CyberKura będę! Nie do zdarcia, nie do zajechania.
Co tam mi się jeszcze nie udaje? Ach! No dzieci nie w przedszkolu mam, tylko w domu. Zupa mi się też ostatnio nie udała. Nie udaje mi się biegać tak często, jak bym sobie tego życzyła, w rezultacie przebiegnięcie „Biegnij Warszawo” w wymarzonym przeze mnie czasie jest niemożliwe do zrealizowania. Nie udało mi się obronić przed presją seniorów rodu i oto jak będzie wydawany ten numer (bo wierzę, że będzie o czasie jak zawsze, już Siostra Naczelna nad tym czuwa), to ja będę uczestniczyć w cyrku pod tytułem: „Chrzciny Moich Dzieci”. Ta dam! Ciekawe kto ich przed ołtarzem na czas polewania utrzyma, bo o całej mszy to nawet nie marzę. Szkoda by było starego, zabytkowego kościółka na nich. Tak więc jakby kolejnego felietonu nie było, to znaczy, że nie przetrwałam tego przedsięwzięcia nerwowo lub fizycznie, lub psychicznie, a najpewniej wszystko na raz. Także czytając to wspomnijcie o mnie ciepło, proszę. Może pomoże.
To sobie ponarzekałam. Trochę mi lepiej. Przyjdzie mi osiwieć przedwcześnie przez te dzieciaki. A wróciłam po 20 latach do swojego naturalnego koloru. Wszystko przeciwko mnie. Nic to. Siwa też będę piękna.
[smartads]
Chyba dopiero teraz zrozumiałam, co ci wszyscy współczujący mi dzieci z małą różnicą wieku mieli na myśli. Ale co tam. Przetrwam. A jak się zaprawię w bojach, to mnie już nic nie zniszczy. CyberKura będę! Nie do zdarcia, nie do zajechania.
Kredk@
Strony: 1 2