Jej zielone oczy – odc. 6

     Uznał, że to całkiem logiczne. Ale niestety nie umniejszało lęku. Tak bardzo się bał, że nie był w stanie z nią rozmawiać. Przytulał, trzymał za rękę, karmił i znów przytulał. Z bólem serca przyjmował powracające wspomnienia. Wszystko, o czym chciał zapomnieć, co przez lata topił w jeziorze, wypływało na powierzchnię jak topielec.
Wieczorem pojechali. Odstawił ją na oddział. Poczekał, aż się rozlokuje, posiedział z nią, dopóki pielęgniarki nie zaczęły go przeganiać.
– Będzie dobrze – powiedział na dobranoc – przyjadę jutro.
     A jutro… zaczęło się od badań. Ponowne USG – przezpochwowe i przezbrzuszne. Pobranie krwi. Palpacyjne badanie ginekologiczne. Pozwalała robić co trzeba, nie pytając o nic. Jakby jej to nie dotyczyło, jakby jej tam nie było. Chciała wiedzieć ostatecznie. Nie chciała domysłów, przypuszczeń i gdybań. Nie wnikała, zadowalała się tym, co jej mówili. Przytakiwała. Jej zielone oczy gasły. A oni robili mądre miny, gadali w obcym języku, mamrotali w zasadzie. Zarządzili tomografię i laparoskopię na następny dzień, pobranie wycinków. Potem należało tylko poczekać na wyniki badania histopatologicznego. Ot, drobnostka.
     Kiedy ją w końcu wypisali, wiedziała tyle, że czeka ją operacja. Miała dostać jeszcze wyniki markerów nowotworowych i badania histopatologicznego. Nie bardzo to wszystko rozumiała, niewiele do niej docierało.
     Krzysztof przyjechał po nią. Pytał. Milczała. Słyszała przeciągły pisk w uszach, bolała ją głowa. Czuła się jak naćpana. Gdy dojechali, poszła prosto nad jezioro. Szła wzdłuż brzegu. On szedł za nią. W końcu padła na piach i płakała. Ludzie, którzy ją mijali, patrzyli na nią, jak na wariatkę. Krzysztof usiadł obok. Nie wiedział co robić. Głaskał ją po włosach, milczał, pozwolił płakać.
– Powinieneś mnie odesłać do domu – powiedziała w końcu – same problemy ze mną.
– Chcesz wrócić do domu? – zapytał.
– Nie bardzo.
– W takim razie zostań. Zrobię co trzeba. Będę cię woził na badania czy co tam jeszcze… – mówił cicho, patrząc na taflę wody.
     Głaskał ją niemal mechanicznie. Był zrezygnowany. Oddalał się. Bezpieczny zakątek w jego ramionach nie był już przytulny i ciepły. Sztywniał. Nie patrzył jej już w oczy. Natalia widziała to wszystko. Próbowała sobie tłumaczyć, że przecież też ma prawo się bać, bo mu zależy. Znosiła to dzień po dniu.

[smartads]
     W końcu Rafał znalazł ją płaczącą w barowej kuchni. Nie czekała na pytania, chciała po prostu, żeby te jej łzy wsiąkły w jakiś grunt.
– Jemu w ogóle nie zależy – zaczęła, jak tylko Rafał pojawił się w kuchni. – Olał mnie, jak tylko się okazało, że… jestem chora. Ma to w dupie. Nie słucha mnie, nie patrzy na mnie. Czyli to było wielkie nic? Wielkie śmierdzące nic?
Rafał nie wiedział, czy wiać, czy zostać, czy mówić, czy milczeć. Naprędce rzucił na szalę Krzyśka i Natalię, zważył, rozważył. Przysiadł obok niej na podłodze.
– Natalka, wiem, jak to wygląda. Wiem, że tak nie powinno być. Ale wiem, dlaczego tak się dzieje. Krzysiek jest wdowcem. Nie mówił ci? Kilka lat temu jego żona zmarła na raka. Walczyli długo, ale nie powiodło się. Krzysiek się boi. Nie ma cię w dupie. Boi się powtórki. Przepraszam. Nie wiem, czy powinienem ci to mówić. Nie wiem, co jest mniejszym złem.
Natalii natychmiast wyschły łzy. Patrzyła na Rafała coraz szerzej otwartymi oczami.
– Nic mi nie powiedział. Nic nie wiedziałam. Co ja mam teraz zrobić? Co mam zrobić? – mamrotała.

Elżbieta Haque

odc. 1.     odc. 2.
odc. 3.     odc. 4.
odc. 5.

Dodaj komentarz