Nie mam wyjścia. Mogę tylko pobiegać. Ubieram moje buty do biegania. Tak na marginesie, kto projektuje te buty ?! I dlaczego one są takie brzydkie?! Znaleźć ładne buty do biegania jest trudniej niż znaleźć wygodne szpilki. Biegnę 15 km. Płuca zostały gdzieś po pierwszych 2 km. Muszę nauczyć się nie szaleć od początku, bo moje tętno jest raczej przedzawałowe niż treningowe.
Po przejściu przez piekło zakwasów powstaje w mej głowie plan. Kocham plany. Otwieram excela i robię rozpiskę, co, kiedy i z kim będę ćwiczyć, a kiedy mój mąż, aby nasze grafiki się nie gryzły ze sobą. Ktoś przecież musi z Młodą siedzieć w domu. Plan jest taki: poniedziałek – bieganie i brzuszki, wtorek – panel, środa – siłownia, czwartek – panel, piątek – siłownia i brzuszki, sobota – dzień odpoczynku ewentualnie basen na uczelni, niedziela – fajnie byłoby pobiegać, ale nie mam złudzeń, że po całym dniu na uczelni będę miała siły i chęci ruszyć zwłoki z domu. Plan tak ambitny, że sama się go przestraszyłam.
Zapisany jest, zaczynam go realizować. Drugi tydzień z rzędu i jakoś mi nie idzie. Jak biegam, nie chodzę na siłownię, bo coś tam, jak udaje mi się zaliczyć siłownię, nie daję rady dotrzeć na panel. Moje tętno w czasie biegania nadal przedzawałowe, na panelu z Ewką robimy z siebie durne lamy, chichocząc jak napalone 15-stki. Paznokci nie maluję od 3 tygodni. To co z nich zostało, nie nadaje się do pokazywania publicznie. Na siłowni wylewam z siebie siódme poty i jest mi z tym dobrze.
[smartads]
I mam nowy plan! Pojedziemy z małżonem w Tatry! Będziemy się wspinać, biegać i chodzić na baseny termalne. Mąż patrzy na mnie z lekką paniką. Zastanawia się czy aby na pewno nie przechodzę jakiegoś kryzysu na 25-lecie swego istnienia. Jak nie Tatry, to pobiegnę w przyszłym roku na 100 km. Jak on może, to i ja dam radę (chyba). A wcześniej pojadę na ten cholerny rajd zimowy na orientację, coby się odkuć za ten zeszłoroczny przemarznięty tyłek! O, to jest dobry plan!
Magda Korzańska
Strony: 1 2