A my? Wpuściłyśmy męża na porodówkę i pokazałyśmy się mu z najpaskudniejszej strony krwi, kału i uryny. Czyż nie lepiej było mężczyźnie czekać pod drzwiami i słuchając krzyku ukochanej, obiecywać jej, że wynagrodzi każdą łzę?
Damy. Pod rękę z mężem, który prowadzi je, nieporadne przez niebezpieczeństwo życia. One oczekiwały wsparcia i oparcia. Całowania w rękę. Uchylania kapelusza (kto dziś jeszcze uchyla kapelusza?!) A jednak wbrew pozorom to one trzymały stery w swojej małej rączce. Rządziły niepodzielnie i to im mąż oddawał wypłatę zostawiając sobie „kieszonkowego zaskórniaka” na piwo i papierosy.
Co zrobimy z naszym brakiem kobiecości, kiedy ostatnia sanatoryjna Dama odejdzie do lepszego świata? Kto nauczy nasze córki dygać? Odmawiać paciorek? Aniele Boży? Zjadać wszystko z talerzyka. Łączyć nogi w kolanach?
Bo przecież nie nasze matki, byłe hipiski, pracownice hut, fabryk i „zakładów pracy”. Harcerki wychowane przez socjalistyczne placówki nauczą nas co najwyżej, że najlepszy na wyjeździe jest dres, że nieważne jak wyglądasz, ważne, żeby było wygodnie. I jeszcze pakowania się na dwutygodniowy wyjazd w torbę wielkości reklamówki. Zakładania ciepłych skarpetek. Malowania się od wielkiego dzwonu. Czy to wystarczy kobiecości?
Bo jaka jest nasza kobiecość? Agresywna na pograniczu pornografii. Wystylizowana na Dodę z tipsami i sztucznym penisem w dłoni. Albo dla odmiany koleżeńska. W dżinsach, żując gumę i głośno krzycząc, biegniemy z mężczyznami w zawody. Po co? Babcie wiedziały, że nigdy nie należy „pokazywać mężowi całej dupy”. Że pewne sprawy należy przemilczeć, zasłonić, przekłamać. Na wojnie życia lepiej być siostrą miłosierdzia niż komandosem. Delikatną, zwiewną, tajemniczą, eteryczną. Potrzebującą ramienia by się wesprzeć.
[smartads]
Obraz kobiety aż do XX wieku był klarowny i jednoznaczny. Wymagano od niej aby była wierną i posłuszną towarzyszką życia męskiego, troszczyła się o dzieci i dom, gdzie było jej miejsce. Społeczeństwo patriarchalne darzyło estymą kobietę, jako wychowującą dzieci westalkę domowego ogniska. A po drugiej stronie kobieta zmysłowa, okrutna diablica, bezpłodna kochanka, żądna cielesnych uciech metresa, kobieta upadła. Święte i ladacznice, femme fragile i femme fatale. Gdzie miedzy nimi miejsce dla Kaśki, Gośki czy Beaty?
Jest taka scena w filmie Co się wydarzyło w Madison County. Główna bohaterka, Francesca, stoi na werandzie. Jest upał. A ona stoi tam taka senna i erotyczna. Bliska i daleka. Kwintesencja kobiecości. My zaś na zawsze zostaniemy dziewczynami w dżinsach, bez tajemnic.
Damy. Pod rękę z mężem, który prowadzi je, nieporadne przez niebezpieczeństwo życia. One oczekiwały wsparcia i oparcia. Całowania w rękę. Uchylania kapelusza (kto dziś jeszcze uchyla kapelusza?!) A jednak wbrew pozorom to one trzymały stery w swojej małej rączce. Rządziły niepodzielnie i to im mąż oddawał wypłatę zostawiając sobie „kieszonkowego zaskórniaka” na piwo i papierosy.
Co zrobimy z naszym brakiem kobiecości, kiedy ostatnia sanatoryjna Dama odejdzie do lepszego świata? Kto nauczy nasze córki dygać? Odmawiać paciorek? Aniele Boży? Zjadać wszystko z talerzyka. Łączyć nogi w kolanach?
Bo przecież nie nasze matki, byłe hipiski, pracownice hut, fabryk i „zakładów pracy”. Harcerki wychowane przez socjalistyczne placówki nauczą nas co najwyżej, że najlepszy na wyjeździe jest dres, że nieważne jak wyglądasz, ważne, żeby było wygodnie. I jeszcze pakowania się na dwutygodniowy wyjazd w torbę wielkości reklamówki. Zakładania ciepłych skarpetek. Malowania się od wielkiego dzwonu. Czy to wystarczy kobiecości?
Bo jaka jest nasza kobiecość? Agresywna na pograniczu pornografii. Wystylizowana na Dodę z tipsami i sztucznym penisem w dłoni. Albo dla odmiany koleżeńska. W dżinsach, żując gumę i głośno krzycząc, biegniemy z mężczyznami w zawody. Po co? Babcie wiedziały, że nigdy nie należy „pokazywać mężowi całej dupy”. Że pewne sprawy należy przemilczeć, zasłonić, przekłamać. Na wojnie życia lepiej być siostrą miłosierdzia niż komandosem. Delikatną, zwiewną, tajemniczą, eteryczną. Potrzebującą ramienia by się wesprzeć.
[smartads]
Obraz kobiety aż do XX wieku był klarowny i jednoznaczny. Wymagano od niej aby była wierną i posłuszną towarzyszką życia męskiego, troszczyła się o dzieci i dom, gdzie było jej miejsce. Społeczeństwo patriarchalne darzyło estymą kobietę, jako wychowującą dzieci westalkę domowego ogniska. A po drugiej stronie kobieta zmysłowa, okrutna diablica, bezpłodna kochanka, żądna cielesnych uciech metresa, kobieta upadła. Święte i ladacznice, femme fragile i femme fatale. Gdzie miedzy nimi miejsce dla Kaśki, Gośki czy Beaty?
Jest taka scena w filmie Co się wydarzyło w Madison County. Główna bohaterka, Francesca, stoi na werandzie. Jest upał. A ona stoi tam taka senna i erotyczna. Bliska i daleka. Kwintesencja kobiecości. My zaś na zawsze zostaniemy dziewczynami w dżinsach, bez tajemnic.
Anna Rozwadowska
Strony: 1 2