Mając jego plan zajęć, wiedziałem, o której ma wracać do domu. Zaczynaliśmy od odrobienia lekcji (to była II klasa gimnazjum), co doprowadzało go do lekkiego szału. Obiecałem mu, że każda informacja ze szkoły, że nie ma zmiany na lepsze skutkować będzie wydłużeniem okresu mieszkania ze mną o jeden dzień. Co też się stało po drugim dniu, gdy oficjalnie stwierdziłem, że za złe zachowanie w szkole do domu wróci nie w czwartek a w piątek. Efekt był taki, że dwa dni później zadzwonił do mnie dyrektor jego szkoły i powiedział, że przyszła do niego nauczycielka geografii, by się pochwalić, że pierwszy raz od początku roku Piotrek pozwolił jej normalnie przeprowadzić lekcję. Zmian na lepsze było zresztą więcej, bo chłopak, licząc na szybki powrót do domu, zaczął się naprawdę przykładać. Pozwoliło mu to na powrót do domu po 8 dniach. I przynajmniej przez jakiś czas żyło się z nim zdecydowanie łatwej.
Cała ta sytuacja, jak i zresztą wiele innych, nauczyła mnie bardzo wiele. Po pierwsze tego, że dziecięce problemy mają jakieś konkretne podłoże i zazwyczaj jest to dom rodzinny. W przypadku Piotrka problemy wzięły się z tego, że jego rodzice – głęboko wierzący – mimo tego, że ich drogi się rozeszły, nie zamierzali się rozwieść, a cała sytuacja i ich problemy miały olbrzymi wpływ na pozostałych domowników, w tym wypadku na dzieci. Piotrek, jako najstarszy, najwięcej z tego rozumiał i na nim najbardziej się to odbiło. Dlatego tak naprawdę cierpiał, a wyrażało się to właśnie w zwracaniu uwagi na siebie poprzez swoje zachowanie, a także w uprzykrzaniu życia wszystkim dookoła. Z drugiej strony szukał oparcia i autorytetu, stąd – jak sądzę – próba znalezienia tego w harcerstwie. Poza tym, że w rozwiązywaniu problemów dobrze korzystać z pomocy tych osób, które choć trudno to do siebie przyjąć znaczą dla naszych dzieci może więcej niż my sami. Bo wtedy jest szansa, że się uda.
Zrozumiałem też, jak z jednej strony mam wiele do zrobienia w takich sytuacjach i z drugiej strony jak wielka odpowiedzialność spoczywa na mnie, jako na tym, który ma współwychowywać czyjeś dzieci. W wielu podobnych sytuacjach widziałem też, jak łatwo tworzy się pomiędzy rodzicami a dzieckiem mur, który bardzo ciężko rozbić. W miarę łatwo mi było patrzeć z boku i reagować mniej bądź bardziej skutecznie, ale wiem, że sam muszę postarać się zrobić wszystko, by do takiej sytuacji nie dopuścić we własnej rodzinie.
[smartads]
Będąc na co dzień wychowawcą harcerskim, zaobserwowałem też, jak bardzo zmieniła się postawa rodziców i oni sami. Często nie jest dla nich najważniejsze, by syn był dobry, tylko by potrafił się rozpychać i potrafił wywalczyć dla siebie miejsce. Ważne, by dziecko chodziło na angielski, tańce, przysłowiowy fortepian i jeśli przynosi do domu dobre oceny, znaczy, że wszystko jest ok. Zniknęło gdzieś zainteresowanie dziećmi, ich problemami. Jeśli dziecko nie sprawia problemów w domu czy w szkole, uznaje się za fakt, że samo problemów nie ma. Mur stawia się łatwo i coraz łatwiej się go powiększa a coraz trudniej burzy.
Z jednej strony wiem, czego uniknąć, z drugiej wiem, że nie da się nie popełnić błędów, będąc rodzicem. Mam jednak nadzieję, że uda mi się, lub już się udało, zbudować na tyle dobrą relację ze swoimi dziećmi, by z tych błędów jakoś wspólnie wyciągać wnioski i nie tworzyć między nami przepaści. A wszystkim i sobie życzę jak najwięcej aktywnego czasu wspólnie spędzonego z dziećmi. Choć wiem, że nie jest łatwo.
Cała ta sytuacja, jak i zresztą wiele innych, nauczyła mnie bardzo wiele. Po pierwsze tego, że dziecięce problemy mają jakieś konkretne podłoże i zazwyczaj jest to dom rodzinny. W przypadku Piotrka problemy wzięły się z tego, że jego rodzice – głęboko wierzący – mimo tego, że ich drogi się rozeszły, nie zamierzali się rozwieść, a cała sytuacja i ich problemy miały olbrzymi wpływ na pozostałych domowników, w tym wypadku na dzieci. Piotrek, jako najstarszy, najwięcej z tego rozumiał i na nim najbardziej się to odbiło. Dlatego tak naprawdę cierpiał, a wyrażało się to właśnie w zwracaniu uwagi na siebie poprzez swoje zachowanie, a także w uprzykrzaniu życia wszystkim dookoła. Z drugiej strony szukał oparcia i autorytetu, stąd – jak sądzę – próba znalezienia tego w harcerstwie. Poza tym, że w rozwiązywaniu problemów dobrze korzystać z pomocy tych osób, które choć trudno to do siebie przyjąć znaczą dla naszych dzieci może więcej niż my sami. Bo wtedy jest szansa, że się uda.
Zrozumiałem też, jak z jednej strony mam wiele do zrobienia w takich sytuacjach i z drugiej strony jak wielka odpowiedzialność spoczywa na mnie, jako na tym, który ma współwychowywać czyjeś dzieci. W wielu podobnych sytuacjach widziałem też, jak łatwo tworzy się pomiędzy rodzicami a dzieckiem mur, który bardzo ciężko rozbić. W miarę łatwo mi było patrzeć z boku i reagować mniej bądź bardziej skutecznie, ale wiem, że sam muszę postarać się zrobić wszystko, by do takiej sytuacji nie dopuścić we własnej rodzinie.
[smartads]
Będąc na co dzień wychowawcą harcerskim, zaobserwowałem też, jak bardzo zmieniła się postawa rodziców i oni sami. Często nie jest dla nich najważniejsze, by syn był dobry, tylko by potrafił się rozpychać i potrafił wywalczyć dla siebie miejsce. Ważne, by dziecko chodziło na angielski, tańce, przysłowiowy fortepian i jeśli przynosi do domu dobre oceny, znaczy, że wszystko jest ok. Zniknęło gdzieś zainteresowanie dziećmi, ich problemami. Jeśli dziecko nie sprawia problemów w domu czy w szkole, uznaje się za fakt, że samo problemów nie ma. Mur stawia się łatwo i coraz łatwiej się go powiększa a coraz trudniej burzy.
Z jednej strony wiem, czego uniknąć, z drugiej wiem, że nie da się nie popełnić błędów, będąc rodzicem. Mam jednak nadzieję, że uda mi się, lub już się udało, zbudować na tyle dobrą relację ze swoimi dziećmi, by z tych błędów jakoś wspólnie wyciągać wnioski i nie tworzyć między nami przepaści. A wszystkim i sobie życzę jak najwięcej aktywnego czasu wspólnie spędzonego z dziećmi. Choć wiem, że nie jest łatwo.
lemas
Strony: 1 2