Miłość niespełniona

     „Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw…”
[Jonathan Carroll]

     Jesień nastała, melancholijny i refleksyjny nastrój bardzo sprzyja różnym rozważaniom, a najbardziej o miłości chciałoby się pomyśleć, podumać i powspominać ze łzą w oku, z uczuciem ściskania w sercu, o tym kimś, kto kiedyś tam, gdzieś skradł nam serce i przez chwilę słuchał jego bicia, bo biło tylko dla niego. O miłości chciałam napisać, o miłości niespełnionej, trudnej, ale jakże prawdziwej, bo prawdziwie wyryła się w sercu. Myślę sobie, że każdy z nas nosi w sobie gdzieś głęboko ukrytą miłość, taką, która nie miała szansy na przetrwanie lub z jakichś powodów nie mogła trwać, dać ukojenia, zaspokojenia duszy i ciała. Do napisania tego felietonu zainspirowała mnie pewna wędrówka w Internecie i przystanek na pewnym forum dla kobiet, takich zwykłych matek, żon, narzeczonych. Zatrzymał mnie wątek o miłości, niespełnionej tęsknocie i ciągłym marzeniu o spełnieniu. Uderzyła mnie w tym wątku ilość historii o takiej miłości, to, jak wiele kobiet w większości w stałych związkach, często wieloletnich, nosi w sobie taką historię, jak wiele z nich czasem zamyka oczy i wraca do tych chwil, które tak bardzo wyryły się w ich pamięci. Zastanawiam się, co to za mężczyźni, jakąż mają moc, że kobiety tak ich kochają, tak o nich myślą i budują im sekretne ołtarzyki wspomnień w swoich sercach. Kim są i jacy byli, za co ich tak sentymentalnie wspominamy?

Kochamy go za jego
miłość i oddanie,
spokojnie, leniwie,
bez histerii i przepłakanych
z miłości nocy
i opuchniętych oczu
o poranku.

     Nie podjęłabym tego tematu, gdybym nie wiedziała o czym piszę, gdybym nie miała doświadczenia i takiej sentymentalnej miłości w sobie. Czasami myślę o niej z punktu widzenia obserwatora, a bywa i tak, że czuję ją całą sobą. Zgłębiając te wszystkie historie kobiet, doszłam do wniosku, ze taka niespełniona miłość ma pewne stałe cechy. Zazwyczaj ukochany ze wspomnień pochodzi z czasów wczesnej młodości, często jest pierwszą miłością i co bardzo smutne, bardzo często złamał nam serce i zostałyśmy przez niego porzucone i zranione. Dlaczego więc, u licha tak bardzo celebrujemy pamięć o nim? Zastanawiałam się, czy napisać o swojej skrytej, dawnej miłości, która po prostu miała pecha i nie dostała szansy żeby się spełnić i uważam, że powinnam, bo odegrała w dojrzewaniu mojej osobowości sporą rolę, wiele dobrego przyniosła mi ta niespełniona miłość. Napisałam, że miała pecha? Idealizuję, bo prawda jest taka, że on nie wytrzymał i zwyczajnie mnie zdradził, związał się z inną kobietą, po czym się z nią w krótkim czasie ożenił. To on podjął decyzję, a nie żaden pech, ale chyba lepiej mi wierzyć, że to jakiś grom z nieba spowodował niespełnienie, niż że on po prostu za mało mnie kochał, żeby być ze mną, albo nie kochał wcale. Heh, cuuudnie, już jestem zła, już go nie idealizuję i gdybym miała go pod ręką, to uraczyłabym go mocnym lewym sierpowym, zasłużył sobie. A co!


     Uroczy był, słodki i miał taki aksamitny, ciepły głos, a jak do mnie mówił, to się cała rozpływałam. Gorący, romantyczny facet, który ma dar mówienia tego, co kobiety chcą słyszeć. Posiadł ten dar skubany i babski świat należał do niego. Ach, jaka ja byłam w nim zakochana. W najcięższej rozpaczy po tym, jak odszedł, odkryłam w sobie dar do tworzenia, do pisania, przelewania uczuć na papier i doświadczania ambiwalentnych emocji. Dzięki niemu poczułam siebie tak mocno i intensywnie, że czasem brakowało mi tchu . Pamiętam, jak leżałam skulona na podłodze, wyłam z bólu serca i katowałam się smutnymi kawałkami o miłości, tęskniłam i cierpiałam. Odkryłam, że uwielbiam stan melancholii, że jestem od niego w jakiś sposób uzależniona. Kocham tęsknić, myśleć, przeżywać i zanurzać się w świecie wspomnień i fantazjować, co by było, gdyby… Kiedyś myślałam, że cierpię, że to bez sensu i chciałam się uwolnić, zapomnieć, zamknąć rozdział pt ON. Dzisiaj wiem, że to lubię, a moja niespełniona miłość jest częścią mnie samej. Nie płaczę, nie żałuję, że nie jestem z nim, że nie mamy domu, dzieci, że nie mogę się przy nim budzić, ani zasypiać. Akceptuję w sobie tę miłość, te tęsknoty i pragnienia. A on sobie gdzieś tam żyje i pewnie nawet o mnie nie pomyśli, co jakoś mi snu z powiek nie spędza. Te uczucia pozwalają mi na głęboki kontakt z samą sobą, na doświadczanie siebie, swojego istnienia. Jest odskocznią od trudów dnia codziennego, pozwala się zrelaksować, poczuć ze sobą dobrze. Kiedyś myślałam, że on mnie nie kochał, ale dzisiaj, po wielu latach, kiedy moja intuicja mi mówiła, że jest odwrotnie, że byłam ważna, a życie pisze różne scenariusze, w końcu w to uwierzyłam. Posłuchałam intuicji i moja miłość niespełniona stała się bardziej spełniona niż myślałam.

[smartads]
     Moim zdaniem w życiu każdej kobiety powinien być taki mężczyzna, taki z którym „przeszło coś bokiem, nie było, nie spełniło się”. Taki, do którego można powracać w ciężkich chwilach porażek uczuciowych, którego można bezpiecznie kochać i snuć fantazje z nim w roli głównej. Ja z moim Niespełnionym najczęściej czas spędzałam w łóżku, albo poza nim, ale robiłam z nim te wszystkie rzeczy, o których wstydziłabym się powiedzieć najbliższej przyjaciółce, zawsze było cudownie i nigdy nie zasypiał tuż po. Pomagał mi odkrywać swoją kobiecość kawałek po kawałku, analizować swoje potrzeby, poznawać ich wartość. Pozwalałam sobie na przeżywanie w myślach niewiarygodnego i szalenie intensywnego, burzliwego romansu mojego życia.

Dodaj komentarz