Poczyniłam potem kilka wyznań na temat jego intelektu, męskości, zapachu jego skóry i tego, że topnieję pod jego dotykiem. Poprosiłam, żeby mnie stamtąd zabrał. Chciałam się położyć. Zaprowadził mnie do mojego pokoju. Mało nie wybiłam sobie zębów na schodach. Wybiłabym, gdyby mnie nie przytrzymał. Po drodze zahaczyliśmy o łazienkę. Potraktował moją głowę zimną wodą. Nieco mnie to otrzeźwiło. Zajął się mną jak dzieckiem. Rozebrał i położył do łóżka.
– Zostań – powiedziałam, kiedy próbował pożegnać się dobranocnym buziakiem.
– Po co? Śpij. Pogadamy jutro.
– Zostań chwilę. Pójdziesz, jak zasnę.
[smartads]
Położył się na brzegu łóżka. Głaskał mnie po włosach, całował moje czoło. A ja, niczym jaszczurka wślizgnęłam się do jego spodni. Wyjął stamtąd moją rękę, przywoływał do porządku, ale bez przekonania. Czy raczej ja nie czułam się przekonana. Wdarłam się siłą pod jego koszulkę. Wdychałam jego zapach. Pachniał tak cudownie. Zaszumiało mi w głowie. Całowałam go centymetr po centymetrze. W końcu zdjął spodnie bez sprzeciwu. Bawił się ze mną okrutnie, ale nie tak, jak mu zarzucałam. Dręczył, doprowadzał na skraj rozkoszy. Błagałam, żeby we mnie wszedł. Potem błagałam, żeby wchodził głębiej i mocniej. Aż w końcu poczułam ból. Miałam za swoje. Skończyliśmy delikatnie i powoli, bo choć się nie uskarżałam, Krzysztof zauważył…
Zasnął obok mnie. Odwrócił się plecami, a ja wtuliłam twarz w zagłębienie między jego łopatkami. Czułam się niewyraźnie. Szybko zasnęłam. A rano obudził mnie pocałunkiem.
– Przepraszam, że cię budzę. Muszę zejść i zobaczyć, czy zamknęli wczoraj jak trzeba. A nie chciałem wychodzić bez słowa. Daj buziaka i śpij dalej – wymruczał.
No to dałam buziaka i chciałam oddać się ponownie we władanie Morfeusza…
– Co jest do cholery? – prawie krzyknął.
Spojrzałam. Stał zszokowany i gapił się na swoje nogi umazane zaschniętą krwią. Ściągnął ze mnie kołdrę. Wszystko było we krwi.
– Okres? – zapytał.
– Nie.
– Pod prysznic. Zawiozę cię do lekarza.
Ręce mi się trzęsły. Zrobiło mi się słabo. Ale posłusznie poszłam pod prysznic. Był ze mną w łazience, na wypadek, gdybym zemdlała. Co chwilę głaskał mnie po głowie, całował, uspokajał. Ale sam nie był spokojny. Kazał się ubrać. Sam poszedł pod prysznic. Wkrótce był gotowy i czekał na mnie. Gdy wychodziliśmy, zapukał jeszcze do Rafała. Obudził go.
– Musimy jechać do szpitala. Bądź, proszę, pod telefonem. Też będę. Zdzwonimy się, jak będziesz na nogach. Tymczasem wracaj do łóżka.
Rafał o nic nie pytał. Przytaknął przytomnie. Obiecał pogłośnić dzwonek w telefonie i być w kontakcie.
Pojechaliśmy. Krzysztof wstawił mnie na izbę przyjęć i poszedł załatwiać. Po chwili wrócił po moje dane i zniknął z powrotem u pielęgniarek. Był w tym wszystkim taki konkretny, opiekuńczy i strasznie spięty. Starał się być opanowany, ale coś w tym obrazie nie grało. Ja byłam roztrzęsiona. Krwawienie wprawdzie ustało, ale człowiek nie co dzień budzi się w kałuży własnej krwi. Tłumaczyłam sobie, że to pewnie przez ostry seks. I alkohol rozrzedził krew i podniósł ciśnienie. A może jeszcze widmo niedawno utraconego dziewictwa miało z tym coś wspólnego. Tłumaczyłam sobie, ale z marnym skutkiem, bo jakoś mnie to nie uspokajało.
Krzysztof przyszedł, wziął mnie za rękę i zaprowadził pod gabinet.
– Poczekamy chwilę. Lekarz zaraz cię przyjmie.
– To pewnie nic takiego – próbowałam go pocieszyć, bo wyglądał na takiego, co potrzebuje pocieszenia.
– Pewnie tak – uśmiechnął się przelotnie i sztucznie.
– Przepraszam.
– Za co?
– Za kłopot.
Tak, czułam się jak kłopot. Nie lubiłam zawadzać, nie lubiłam stwarzać problemów. Nie lubiłam, jak wokół mnie był szum. Nie lubiłam rzucać się w oczy. A kałuża krwi rzuca się w oczy. Co za wstyd. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię, schować się do nory, nie być, uciec i wrócić, jak to wszystko się skończy.
Ginekolog zbadał, zrobił USG. Nie miałam pojęcia, jak długo powinno trwać USG, ale wydawało mi się, że trwa całą wieczność. A lekarz miał taką minę, że strach było o cokolwiek zapytać. W końcu sam się odezwał.
– Mamy problem – powiedział, patrząc mi w oczy.
– Zostań – powiedziałam, kiedy próbował pożegnać się dobranocnym buziakiem.
– Po co? Śpij. Pogadamy jutro.
– Zostań chwilę. Pójdziesz, jak zasnę.
[smartads]
Położył się na brzegu łóżka. Głaskał mnie po włosach, całował moje czoło. A ja, niczym jaszczurka wślizgnęłam się do jego spodni. Wyjął stamtąd moją rękę, przywoływał do porządku, ale bez przekonania. Czy raczej ja nie czułam się przekonana. Wdarłam się siłą pod jego koszulkę. Wdychałam jego zapach. Pachniał tak cudownie. Zaszumiało mi w głowie. Całowałam go centymetr po centymetrze. W końcu zdjął spodnie bez sprzeciwu. Bawił się ze mną okrutnie, ale nie tak, jak mu zarzucałam. Dręczył, doprowadzał na skraj rozkoszy. Błagałam, żeby we mnie wszedł. Potem błagałam, żeby wchodził głębiej i mocniej. Aż w końcu poczułam ból. Miałam za swoje. Skończyliśmy delikatnie i powoli, bo choć się nie uskarżałam, Krzysztof zauważył…
Zasnął obok mnie. Odwrócił się plecami, a ja wtuliłam twarz w zagłębienie między jego łopatkami. Czułam się niewyraźnie. Szybko zasnęłam. A rano obudził mnie pocałunkiem.
– Przepraszam, że cię budzę. Muszę zejść i zobaczyć, czy zamknęli wczoraj jak trzeba. A nie chciałem wychodzić bez słowa. Daj buziaka i śpij dalej – wymruczał.
No to dałam buziaka i chciałam oddać się ponownie we władanie Morfeusza…
– Co jest do cholery? – prawie krzyknął.
Spojrzałam. Stał zszokowany i gapił się na swoje nogi umazane zaschniętą krwią. Ściągnął ze mnie kołdrę. Wszystko było we krwi.
– Okres? – zapytał.
– Nie.
– Pod prysznic. Zawiozę cię do lekarza.
Ręce mi się trzęsły. Zrobiło mi się słabo. Ale posłusznie poszłam pod prysznic. Był ze mną w łazience, na wypadek, gdybym zemdlała. Co chwilę głaskał mnie po głowie, całował, uspokajał. Ale sam nie był spokojny. Kazał się ubrać. Sam poszedł pod prysznic. Wkrótce był gotowy i czekał na mnie. Gdy wychodziliśmy, zapukał jeszcze do Rafała. Obudził go.
– Musimy jechać do szpitala. Bądź, proszę, pod telefonem. Też będę. Zdzwonimy się, jak będziesz na nogach. Tymczasem wracaj do łóżka.
Rafał o nic nie pytał. Przytaknął przytomnie. Obiecał pogłośnić dzwonek w telefonie i być w kontakcie.
Pojechaliśmy. Krzysztof wstawił mnie na izbę przyjęć i poszedł załatwiać. Po chwili wrócił po moje dane i zniknął z powrotem u pielęgniarek. Był w tym wszystkim taki konkretny, opiekuńczy i strasznie spięty. Starał się być opanowany, ale coś w tym obrazie nie grało. Ja byłam roztrzęsiona. Krwawienie wprawdzie ustało, ale człowiek nie co dzień budzi się w kałuży własnej krwi. Tłumaczyłam sobie, że to pewnie przez ostry seks. I alkohol rozrzedził krew i podniósł ciśnienie. A może jeszcze widmo niedawno utraconego dziewictwa miało z tym coś wspólnego. Tłumaczyłam sobie, ale z marnym skutkiem, bo jakoś mnie to nie uspokajało.
Krzysztof przyszedł, wziął mnie za rękę i zaprowadził pod gabinet.
– Poczekamy chwilę. Lekarz zaraz cię przyjmie.
– To pewnie nic takiego – próbowałam go pocieszyć, bo wyglądał na takiego, co potrzebuje pocieszenia.
– Pewnie tak – uśmiechnął się przelotnie i sztucznie.
– Przepraszam.
– Za co?
– Za kłopot.
Tak, czułam się jak kłopot. Nie lubiłam zawadzać, nie lubiłam stwarzać problemów. Nie lubiłam, jak wokół mnie był szum. Nie lubiłam rzucać się w oczy. A kałuża krwi rzuca się w oczy. Co za wstyd. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię, schować się do nory, nie być, uciec i wrócić, jak to wszystko się skończy.
Ginekolog zbadał, zrobił USG. Nie miałam pojęcia, jak długo powinno trwać USG, ale wydawało mi się, że trwa całą wieczność. A lekarz miał taką minę, że strach było o cokolwiek zapytać. W końcu sam się odezwał.
– Mamy problem – powiedział, patrząc mi w oczy.