Dopiła piwo i odstawiła pusty kufel, uśmiechając się kwaśno do Malwiny. Wyszła zgodnie z poleceniem Rafała. Bała się emocji, które ją teraz dopadną. Wolała, by dopadły ją na osobności. Szła wzdłuż brzegu jeziora. Był ciemny wieczór, ciepły, zbyt ciepły, nieprzynoszący ulgi po upalnym dniu. Odeszła od baru na tyle, by nie raziły jej światła i żeby nie drażniły dochodzące z niego hałasy. Przysiadła na piachu i próbowała porozmawiać sama ze sobą. Szczerze wątpiła, by prawda, która przyszła do niej, pozwoliła przywrócić stan sprzed trzęsienia ziemi, jakim było pojawienie się Malwiny i jej wymowna akcja na dzień dobry.
– Rafał powiedział, że już nie zabijasz wzrokiem – usłyszała za sobą głos Krzysztofa.
Zamarła. Ponieważ nie wiedziała, co powiedzieć, nie powiedziała nic. Ale i nie zabiła go wzrokiem.
– Niefortunny splot wydarzeń – mówił przysiadłszy obok niej – zbyt wiele na raz. Pozostanie niesmak. Nie jestem raczej gotowy, żeby się uzewnętrznić, wywalić kawę na ławę. Ale nie chcę, żebyś czuła się wykorzystana.
– Rany, Natalia, toż to historia niczym z zaawansowanej telenoweli rodzimej produkcji – parsknęłam.
– No proste – wymamrotała Ala ostatkiem sił – jak by nie było, to skądś te telenowele czerpią, nie?
– Nie denerwuj mnie – syknęła Natalia – moje życie to raczej komediodramat a nie telenowela. Cholera wie, czy to nad tym jeziorem, to nie było najlepsze, co mi się w życiu zdarzyło. Potem było już tylko gorzej.
Więcej nie powiedziała, przynajmniej do nas. Udała się na konwersację z kiblem. Szybko odpadła. Wiadomo – brak treningu.
[smartads]
Rano Natalię obudził alarm, który przezornie ustawiła w telefonie, jeszcze zanim zamoczyła usta w alkoholu. Szybko zebrała się i pojechała do domu. Ali tak szybko nie poszło. Zawinęła się dopiero koło południa, zostawiając mnie z moim kacem. Kac jest niebezpiecznym stanem. Człowiek nie ma siły na nic, prócz leżenia plackiem, a wtedy jest się zbyt blisko siebie, niż by się chciało. Zwłaszcza, jeśli ma się sobie zbyt wiele do powiedzenia, w szczególności rzeczy, których nie chce się słyszeć. Nie miałam ochoty zastanawiać się, co dalej. Dobijało mnie to, że swoimi egzystencjalnymi rozterkami mogę podzielić się jedynie z kotem, który na ogół ma mnie gdzieś.
Przyjechałeś wieczorem. Prosiłam. Potrzebowałam. Nie po coś konkretnie. Potrzebowałam twojej milczącej obecności. Nawet wtedy, gdy nie wiesz, o co chodzi, twoja obecność jest wszechogarniająca, otulająca, adekwatna do sytuacji. Czytasz we mnie i robisz dokładnie to, co trzeba. Twoja dłoń splata się z moją dłonią i czuję to totalne ciepło, którym emanujesz, w którym mogę się zatapiać, a ono będzie istnieć niewyczerpalne. Nie mówisz nic, nie patrzysz nawet, po prostu jesteś. I wiesz, jakie to dla mnie ważne. Ściskam twoją dłoń, by czuć cię intensywniej. Dopada mnie bezsilność, bo docieram do granicy ludzkiej bliskości. Bliżej się nie da. Nie da się bardziej. Nie da się mocniej. Nie da się więcej. Ale ważne, że jesteś.
– Rafał powiedział, że już nie zabijasz wzrokiem – usłyszała za sobą głos Krzysztofa.
Zamarła. Ponieważ nie wiedziała, co powiedzieć, nie powiedziała nic. Ale i nie zabiła go wzrokiem.
– Niefortunny splot wydarzeń – mówił przysiadłszy obok niej – zbyt wiele na raz. Pozostanie niesmak. Nie jestem raczej gotowy, żeby się uzewnętrznić, wywalić kawę na ławę. Ale nie chcę, żebyś czuła się wykorzystana.
***
– Rany, Natalia, toż to historia niczym z zaawansowanej telenoweli rodzimej produkcji – parsknęłam.
– No proste – wymamrotała Ala ostatkiem sił – jak by nie było, to skądś te telenowele czerpią, nie?
– Nie denerwuj mnie – syknęła Natalia – moje życie to raczej komediodramat a nie telenowela. Cholera wie, czy to nad tym jeziorem, to nie było najlepsze, co mi się w życiu zdarzyło. Potem było już tylko gorzej.
Więcej nie powiedziała, przynajmniej do nas. Udała się na konwersację z kiblem. Szybko odpadła. Wiadomo – brak treningu.
[smartads]
Rano Natalię obudził alarm, który przezornie ustawiła w telefonie, jeszcze zanim zamoczyła usta w alkoholu. Szybko zebrała się i pojechała do domu. Ali tak szybko nie poszło. Zawinęła się dopiero koło południa, zostawiając mnie z moim kacem. Kac jest niebezpiecznym stanem. Człowiek nie ma siły na nic, prócz leżenia plackiem, a wtedy jest się zbyt blisko siebie, niż by się chciało. Zwłaszcza, jeśli ma się sobie zbyt wiele do powiedzenia, w szczególności rzeczy, których nie chce się słyszeć. Nie miałam ochoty zastanawiać się, co dalej. Dobijało mnie to, że swoimi egzystencjalnymi rozterkami mogę podzielić się jedynie z kotem, który na ogół ma mnie gdzieś.
Przyjechałeś wieczorem. Prosiłam. Potrzebowałam. Nie po coś konkretnie. Potrzebowałam twojej milczącej obecności. Nawet wtedy, gdy nie wiesz, o co chodzi, twoja obecność jest wszechogarniająca, otulająca, adekwatna do sytuacji. Czytasz we mnie i robisz dokładnie to, co trzeba. Twoja dłoń splata się z moją dłonią i czuję to totalne ciepło, którym emanujesz, w którym mogę się zatapiać, a ono będzie istnieć niewyczerpalne. Nie mówisz nic, nie patrzysz nawet, po prostu jesteś. I wiesz, jakie to dla mnie ważne. Ściskam twoją dłoń, by czuć cię intensywniej. Dopada mnie bezsilność, bo docieram do granicy ludzkiej bliskości. Bliżej się nie da. Nie da się bardziej. Nie da się mocniej. Nie da się więcej. Ale ważne, że jesteś.