Mama w korporacji – cz. I

     Myśli przebiegają mi w głowie jak błyskawice. Dlaczego akurat teraz? No nie! Teraz, przed awansem. Jak to będzie? Nie mam pojęcia, jak Korporacja podchodzi do tematu CIĄŻA. Lekarz coś mi tłumaczy, zakłada kartę ciąży, zapisuje na kolejną wizytę, zaleca jakieś witaminy. Dociera do mnie tylko informacja, że to 9 tydzień ciąży.
Co z naszymi planami? Jak powiedzieć w pracy? A Piotr?
     Wracam do pracy. Duchota miasta uderza we mnie po wyjściu z klimatyzowanej przychodni. Świat wiruje, muszę usiąść. Zadzwonić do Piotra? Nie, powiem mu w domu. Po co ma się denerwować w pracy… Przypominam sobie, co powiedział lekarz. Żaden wyjazd do Afryki nie wchodzi w grę. Dziecko w tym okresie ciąży nie zniosłoby takiej podróży. Za co mnie to spotyka?
     W pracy jakaś afera. Pytam Asię – sekretarkę, czy jest Szefowa.
– Jest, ale lepiej teraz nie idź do niej – odradza.
     Patrzę i nie rozumiem, o czym ona do mnie mówi. Chyba płakała. Co jest grane? Pukam do gabinetu. Wchodzę. Szefowa ma czerwone oczy i masę chusteczek na biurku. Siadam i pytam, co się stało. Skończył się projekt. Od przyszłego miesiąca rozwiązują Biuro. Co za dranie! Łzy tryskają mi z oczu, nie mogę się uspokoić. Szefowa patrzy na mnie, jakby moje rozżalenie podniosło ją na duchu i pomogło powstać jak feniks z popiołów. Obejmuje mnie i mówi:
– Nie martw się, będzie dobrze. Poradzimy sobie.
Kręcę głową, zaprzeczając. Łzy lecą mi jeszcze bardziej. W końcu wydukałam jej mój news o ciąży.
– Pati – mówi – to najważniejsza rzecz w życiu. Będziesz miała dziecko, ciesz się z tego. Praca poczeka.
Wylewam swój żal, że nie mogę pojechać do Afryki, a wizy dla kogoś innego nie da się załatwić, że nie wiem, co z dalej w takiej sytuacji z moim awansem i że w ogóle dlaczego akurat teraz mnie to spotyka…
– Ja będę Dyrektorem w Human Resources. Pamiętaj, że zawsze masz pracę zapewnioną u mnie. A teraz musisz iść do Prezesa. Czeka na ciebie.
     W sekretariacie Asia podaje mi herbatę. Cudowna kobieta. Skąd ona wie, czego potrzebuję? Przecież nie wie o ciąży. A może to jakiś szósty zmysł kobiecy? Prawie jak moja mama. W sumie mogłaby nią być. Pytam czemu płakała. Zwolnili ją. Oczy robią mi się okrągłe. Herbata mi wypadła. Nie wiem, co powiedzieć. Daję jej buziaka w policzek, ścieram podłogę, zbieram szkło i nabuzowana złością idę do Prezesa.

[smartads]
     Wchodzę do gabinetu. Prezes rozpływa się w uśmiechach. Informuje mnie, że wyznaczył mnie na administratora. Patrzę mu w oczy i mówię, że jestem w ciąży i nie mogę pojechać na konferencję. Widzę, jak jego twarz najpierw robi się blada, a potem czerwona. Wściekłość i ryk.
– Jak mogłaś nam to zrobić? Liczyłem na ciebie, a ty mi mówisz, że jesteś w ciąży! Nie licz na awans. – wybucha.
Kurczę się w sobie. Walczę ze łzami, przez zaciśnięte zęby wycedzam:
– Bardzo mi przykro, że tak się sytuacja skomplikowała. Może mi pan wierzyć, że w moim życiu skomplikowało się bardziej.
Wychodzę, udaje mi się nie trzasnąć drzwiami gabinetu. Sekretarka patrzy na mnie smutno. Wszystko słyszała przez uchylone drzwi. Pędzę do najbliższej łazienki, zwymiotowałam stres, złość i rozżalenie. Teraz przynajmniej wiem, czemu tak często było mi niedobrze. Wychodzę z biura. Kupuję naszej Asi – sekretarce srebrną łyżeczkę na szczęście.
     Wracam do – jeszcze – naszego biura. Mówię Markowi, że on będzie adminem, da radę, ja odpadam, jestem w ciąży. Już wiedzieli. Marek wyciąga zza pleców pakunek. Mówi, że to od nich wszystkich, że Prezes to głupi bufon. Rozwiązuję kokardkę i wyjmuję ze środka śliczne, zielone, malutkie buciki. I znów łzy mi lecą. Czy teraz będzie już tak cały czas?

Dodaj komentarz