– Asia musisz mi pomóc! Moi rodzice mają 50 rocznicę ślubu, a ja sama nie dam rady nic przygotować na 2 tygodnie przed Bożym Narodzeniem. A chciałam im zrobić jubileuszowe przyjęcie niespodziankę….
– Poczekaj, powoli, jeszcze raz o co chodzi? Kiedy?
– Rodzice zamówili mszę z okazji rocznicy, a ślub brali w Święta Bożego Narodzenia, więc mamy bardzo mało czasu, sama nie dam rady.
Coś mi się jednak nie zgadzało. Moja mama wiele razy wspominała, że ja uczestniczyłam w tym ślubie… w beciku, więc to nie mógł być rok 1959, bo ja urodziłam się w 1960. Musimy to sprawdzić. Ustaliłyśmy, że ja dzwonię po Urzędach, a Agata delikatnie wybada sprawę u Rodziców.
W naszym kraju, gdzie
co czwarta para się rozwodzi,
50 lat małżeństwa rzeczywiście
zasługuje na medal,
szczególnie w kontekście
naszych czasów, w których
dominuje zmienność
i pogoń za wartościami
materialnymi.
Nie chcąc zawieść siostry, od razu zabrałam się do wykonania kilku telefonów. Moja mama potwierdziła, że rodzice Agaty brali ślub w 1960. Miła pani z urzędu stanu cywilnego, nie dość że podała mi datę i nr aktu ślubu, to dodatkowo poinformowała mnie, że mogę dokonać zgłoszenia tego faktu, a wtedy jubilaci zostaną uhonorowani medalami i listem gratulacyjnym od Prezydenta RP oraz zostaną zaproszeni na uroczystość wręczenia medali do Urzędu Miasta.
Agata dowiedziała się, że owszem msza jest zamówiona, ale na następny rok, bo ciocia i wujek koniecznie chcieli mieć pewność, że będzie to msza tego samego dnia, czyli w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia i w tym samym kościele. Uff! Okazało się, że jest dużo czasu. Mogłyśmy więc na spokojnie rozpocząć przygotowania i wszystko załatwić tak, aby zrobić Wujostwu niespodziankę.
Spotkałyśmy się z Agatą, by omówić plan działania. Zdecydowałyśmy, że o mszy powiadomimy najbliższych, bo wiadomo Boże Narodzenie to święta rodzinne, a każdy z nas ma dzieci albo dzieci i wnuki. Dodatkowo zima może nas zaskoczyć niesprzyjająca pogodą, co nie jest bez znaczenia, gdyż nasza liczna rodzina jest rozproszona po całym kraju. Agata zgłosi jubileusz w USC i cierpliwie poczekamy na wyznaczenie terminu uroczystości wręczenia medali. A wtedy…. w tajemnicy zorganizujemy przyjęcie z udziałem wszystkich sióstr i braci wraz z rodzinami. Chciałyśmy, aby było to wiosną. Zastanawiałyśmy się jeszcze, jak przedstawić to Wujostwu, żeby zbyt wiele się nie mogli domyśleć. Bo przecież jakoś musimy ich przygotować, ale nie mogą wiedzieć wszystkiego.
Z niecierpliwością oczekiwałyśmy odpowiedzi z terminem wręczania medali. Na pierwszy termin uroczystości Wujostwo zostali zaproszeni jeszcze w lutym. Niestety wujek ciężko zachorował i trafił do szpitala. Nikt nie był w stanie myśleć o jubileuszu, gdy zdrowie wujka, a nawet jego życie, było poważnie zagrożone. Trwało to wiele tygodni, więc Agata musiała odwołać udział w uroczystości także w następnym terminie. Pracownicy Urzędu Miasta zapewniali, że gdyby było takie życzenie Wujostwa, to z uwagi na stan zdrowia wujka uroczystość nadania medali może odbyć się w ich domu. Szczęśliwie pod koniec kwietnia stan zdrowia wujka poprawił się na tyle, że wrócił do domu.
I w końcu wiemy – sobota, 21 maja 2011! Czyli naszą tajną misję czas zacząć!
Agata powiedziała Wujostwu, że w ramach niespodzianki zgłosiła do Urzędu Miasta fakt, że obchodzą jubileusz złotych godów i w związku z tym zostali zaproszeni na uroczystość, która odbędzie się w siedzibie urzędu. Byli bardzo zaskoczeni, że coś takiego istnieje i jednocześnie bardzo szczęśliwi, że ich dzieci pamiętały o rocznicy. Ale nie wiedzieli wszystkiego…
[smartads]
Razem z Agatą i jej bratem Jurkiem, zabraliśmy się do zapraszania całego rodzeństwa, a jest to dość liczna gromadka – trzy siostry cioci i siedmioro rodzeństwa wujka, doliczywszy do tego ich małżonków, dzieci, a także wnuki, zebrała się całkiem długaśna lista. Wszystkich zaproszonych prosiliśmy o zachowanie tajemnicy, bo przecież miało to być przyjęcie niespodzianka. Wiedziałyśmy już zatem mniej więcej na ile osób szukać sali na wspólny, rodzinny obiad.
Ale Wujostwo wpadli na podobny pomysł! Pomyśleli, że warto zorganizować uroczysty obiad i zaprosić rodzinę, przynajmniej tę, mieszkającą najbliżej. W popłochu wymyślałyśmy przeszkody, z powodu których oni sami nie powinni organizować imprezy. Aż w końcu na genialny w swej prostocie pomysł wpadł Jurek. Z powodu zbliżającej się przeprowadzki Wujostwo mieszkali na walizkach (przenosili się z mieszkania w bloku do małego domku). A ponieważ Jurek ma duży dom, zaproponował, że „skromny rodzinny obiad” można przygotować u niego. Udało się nam wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Główna część atrakcji nadal była owiana tajemnicą.