Jej zielone oczy – odc. 1

     Dojechała bladym świtem. Na miejscu znalazła posesję właściciela, zakamuflowała toboły i poszła nad wodę. Woda tam była wszędzie. Wszystko było nad jeziorem. I było jej z tym cudownie. Usiadła na odwróconej łódce i dokonała formatowania mózgu. Oczyściła przestrzenie pod czaszką ze zbędnego śmiecia, pozbyła się balastu, przecięła krępujące ją więzy, potarła odgniecione ślady i otarcia. Odetchnęła i wciągnęła do płuc nowe powietrze, nowe życie. Uśmiechnęła się do tego jeziora, które miało być świadkiem jej debiutu w samodzielności. Nie bała się. Serce miała przepełnione ostrą świeżością poranka. Poczuła jakąś magiczną ulgę. Wiedziała, że to jest to, że o to chodziło, że przewietrzy skrzydła, przeczesze pióra. I na pewno da radę.
     Siedziała nad wodą długo, aż każda komórka jej ciała oddychała nowym powietrzem. A potem poszła do swoich porzuconych tobołów. Wypadało w końcu porozmawiać z pierwszym w życiu pracodawcą, z człowiekiem, który dał jej szansę uciec. Krzątał się po podwórku.

[smartads]
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie – jestem Natalia.
– A witaj. Krzysiek – uśmiechnął się szeroko, podając rękę – To twoje rzeczy jak sądzę? – wskazał na toboły pod krzakiem – Chodź, pokażę ci twoje lokum i porozmawiamy o konkretach.
     Wziął jej bagaże i poprowadził drogą w dół, w stronę jeziora. Dosłownie kilka zabudowań dalej.
– Z przodu jest nasz pub, z tyłu część mieszkalna.
– Dziękuję panu, że się pan zgodził. Tak zaraz po maturze, bez doświadczenia i… – zaczęła przejęta.
– Po pierwsze… – przerwał jej szybko. – mów mi Krzysiek, nie jestem aż taki stary. Po drugie, spieszę wyjaśnić, dlaczego tak zaraz po maturze i bez doświadczenia. Widzisz, robimy tak od kilku lat i to się sprawdza. Bo okazało się, że tylko młodzież jest w stanie to znieść bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Taki tryb życia. Praca do późna, gwar, mieszkanie za plecami baru. To jest miejscowość letniskowa. Przyjeżdża tu mnóstwo turystów, chcą się bawić. Kto inny męczyłby się w takiej pracy. A młodym się to nawet podoba.
– Ma pan rację. Znaczy… masz.
     Czuła się nieswojo, mówiąc do niego na ty. Nie przywykła. Dotychczas była… dzieckiem. A teraz dorosły proponuje jej przejście na ty. Z jednej strony ekscytujące, z drugiej zaś wprawiało ją to w zakłopotanie. Krzysztof. Nawet przystojny, z nieco bezczelną twarzą drania. Ale uśmiech łagodził ten obraz. Ciemne włosy, skronie lekko przyprószone siwizną. Był koło 40-tki, czyli… dwa razy starszy od Natalii.

[smartads]
– „Dorosłość” – westchnęła w myślach i uśmiechnęła się do siebie.
– Tu są trzy pokoje, łazienka, kuchnia. – objaśniał, oprowadzając ją po jej nowym, tymczasowym domu. – Dołączą do ciebie jeszcze dwie osoby, ale to za jakieś 2 tygodnie. W tej chwili jeszcze nie ma dużego ruchu, poradzimy sobie sami. Wybierz sobie któryś pokój. Polecam ten z widokiem na jezioro. Odpocznij i przyjdź do baru. Porozmawiamy o pracy – powiedział, wychodząc.
     Legła na łóżku i gapiła się w sufit. Myślała, że sobie tak poleży, romantycznie na wskroś…, porozmyśla, powybiega w przyszłość, poplanuje, ale była tak podekscytowana, że nie mogła. Zeszła więc na dół, do baru, cała spięta. Przy pierwszych kontaktach była nieśmiała. Rozkręcała się z czasem. Jednak wstępne badanie interlokutora zawsze wpędzało ją w niemały stres.
     Krzysztof siedział za barem i przerzucał faktury. Zerknął na nią tylko i nie przerywając zajęcia zapytał:
– Nie jesteś zmęczona?
– Jestem – odpowiedziała cicho.
– Rozumiem…
     W pubie panował półmrok mimo słonecznego poranka. Niewiele światła wpadało przez przymknięte okiennice. Natalia oglądała każdy szczegół przestronnego wnętrza, ucząc się go na pamięć. Masywne stoły z ciemnego drewna i ławy stały w równych rzędach. Sklepienie podpierały grube belki. Centrum dowodzenia – bar – znajdował się w rogu najbardziej oddalonym od wejścia. Za barem mała kuchnia, przez której otwarte drzwi zaglądało więcej słońca niż przez barowe okna. W drugim kącie scena i kokpit dj-a. Krzysztof od czasu do czasu spoglądał znad papierów na dziewczynę przechadzającą się i dotykającą każdej napotkanej powierzchni. Marszczyła czoło zamyślona, mrużyła oczy, analizowała. Niedbała fryzura opadała jej na twarz. Dopasowana koszula zapięta tylko na kilka guzików, za długie dżinsy z przydeptanymi nogawkami, sandały. Na jednej z deskowanych ścian wisiał stary saksofon, obok zdezelowane skrzypce i jakiś ludowy instrument cokolwiek dziwaczny. Na innej kilka dużych czarno-białych fotografii za szkłem. Długowłosy chłopak w ramonesce, z gitarą, z papierosem w ustach. Uśmiechnęła się do tych fotografii.

Dodaj komentarz