– Bizon!
– Gdzie? – krzyknęłam przerażona, opornie wracając od spraw przyziemnych do zabawy w Indian.
– Cicho! Leży, wypłoszysz go – szepnęło dziecko, skradając się po indiańsku.
Faktycznie, w pokoju przy ścianie leżał bizon – duży, kudłaty… Leżał łapami do góry i chrapał.
– To nie bizon, to twój koń – szepnęłam do Zołzy, patrząc na śpiącego Psa.
– Teraz jest bizonem i my go upolujemy. Przynieś linę.
Wróciłam po chwili niosąc pasek od szlafroka.
– Może być? – zapytałam Wielką Stopę.
– Super, idziemy go upolować.
Po chwili upolowany bizon, prowadzony na pasku od szlafroka, stanął smutny przy wigwamie.
– Jakiś taki jest nieszczęśliwy – zmartwiła się Zołza – Co Indianie robią z bizonami mamo?
– Jedzą je, ale to go na pewno nie rozweseli – odpowiedziałam krztusząc się ze śmiechu, gdyż skojarzenie z pewnym starym dowcipem o kurze było oczywiste.
– My go nie zjemy, my go oswoimy – odrzekła Zołza, przytulając się do bizona.
Dałabym sobie rękę uciąć, że bizon odetchnął z ulgą.
[smartads]
No, ale Indianie jeść coś muszą. Przygotowałam więc bardzo indiańskie pierogi z kapustą i grzybami dla siebie oraz z mięsem dla Wielkiej Stopy (na szczęście miałam ich trochę w zamrażarce). Bizon dostał suchą karmę, którą przecież wszystkie dziko żyjące bizony zajadają się od pokoleń. Po konsumpcji nastąpiła sjesta, podczas której ja drzemałam, przywiązana paskiem od szlafroka do krzesła. Niestety, albo „stety” zabrakło mi pomysłu na pal. Wielka Stopa zaś oswajała bizona Shmackosami Pediegree.
Wieczorem, kiedy kładłam do łóżka zmęczoną Zołzę, przytuliła się i powiedziała:
– Wiesz mamo, to był super dzień. A jutro pobawimy się w piratów.
Ratunku!
– Gdzie? – krzyknęłam przerażona, opornie wracając od spraw przyziemnych do zabawy w Indian.
– Cicho! Leży, wypłoszysz go – szepnęło dziecko, skradając się po indiańsku.
Faktycznie, w pokoju przy ścianie leżał bizon – duży, kudłaty… Leżał łapami do góry i chrapał.
– To nie bizon, to twój koń – szepnęłam do Zołzy, patrząc na śpiącego Psa.
– Teraz jest bizonem i my go upolujemy. Przynieś linę.
Wróciłam po chwili niosąc pasek od szlafroka.
– Może być? – zapytałam Wielką Stopę.
– Super, idziemy go upolować.
Po chwili upolowany bizon, prowadzony na pasku od szlafroka, stanął smutny przy wigwamie.
– Jakiś taki jest nieszczęśliwy – zmartwiła się Zołza – Co Indianie robią z bizonami mamo?
– Jedzą je, ale to go na pewno nie rozweseli – odpowiedziałam krztusząc się ze śmiechu, gdyż skojarzenie z pewnym starym dowcipem o kurze było oczywiste.
– My go nie zjemy, my go oswoimy – odrzekła Zołza, przytulając się do bizona.
Dałabym sobie rękę uciąć, że bizon odetchnął z ulgą.
[smartads]
No, ale Indianie jeść coś muszą. Przygotowałam więc bardzo indiańskie pierogi z kapustą i grzybami dla siebie oraz z mięsem dla Wielkiej Stopy (na szczęście miałam ich trochę w zamrażarce). Bizon dostał suchą karmę, którą przecież wszystkie dziko żyjące bizony zajadają się od pokoleń. Po konsumpcji nastąpiła sjesta, podczas której ja drzemałam, przywiązana paskiem od szlafroka do krzesła. Niestety, albo „stety” zabrakło mi pomysłu na pal. Wielka Stopa zaś oswajała bizona Shmackosami Pediegree.
Wieczorem, kiedy kładłam do łóżka zmęczoną Zołzę, przytuliła się i powiedziała:
– Wiesz mamo, to był super dzień. A jutro pobawimy się w piratów.
Ratunku!
Anna
Strony: 1 2