Matka Polka robi wypad na zakupy

     Kręcę się chwilę, rozglądając dookoła i szukam, szukam, szukam. Nagle przede mną niczym jakaś zjawa wyrasta moje zakupowe guru, dzierżące w ręku coś w podobie tuniczki, ale raczej nie dla mnie, choć pewnie jakby była z 10 razy większa, to bym się w nią wcisnęła, bo była cudna. „To dla Mini, kupię jej, będzie wyglądać słodko” – mówi i przewiesza razem z wieszakiem przez rękę. Gada coś, że jeszcze była niebieska, ale już jej nie słucham, tylko pędzę na dział dla dzieci. Matko! Toż to prawdziwe cuda! Sweterek, bluzeczka, czapka, a jakie słodkie sukienki… Szukam rozmiaru 80. Mam, spodnie! Ooo! Nawet dwie pary, no i te urocze bluzeczki też muszę wziąć, koniecznie z myszką Miki! Jeszcze bodziaki, bo z tego to wyrasta jak głupia! Płacę, całe 289 zł z paroma groszami. Cieszę się jak szalona, że mam coś dla Młodej. Kacha prawie siłą wyciąga mnie z działu dziecięcego, do którego chciałam się jeszcze cofnąć, bo przecież apaszki nie ma moja gwiazda! Szarpie mnie, niczym policjant prostytutkę. Dziwnie wyglądałyśmy chyba, bo psipasióła kazała mi siadać na ławce i się nie ruszać. Boże, chyba wpadłam w jakiś trans, bo nie spuszczałam oczu z tych wszystkich cudowności, jakie wisiały na wystawce, dla dzieci oczywiście!

[smartads]
     Aby oderwać mnie od szału zakupów różowych bluzeczek za krocie, które i tak zaraz zostaną zasmarkane, albo oplute lub (o zgrozo!) wymazane kanapką z nutellą, Kacha proponuje kawę. Zgadzam się, bo strasznie zmęczyły mnie zakupy, to przymierzanie, latanie, szukanie rozmiaru i w końcu ten cios cenowy, gdy spadasz na ziemię z metką w ręku. Bosz… nie wiem co boli bardziej od tego upadku, serce czy dupa? Siadamy w pierwszej lepszej kawiarence. „A sobie coś kupiłaś?” – Kacha wyskakuje z pytaniem. „No jeszcze nie, przecież tam były takie ceny, że płakać mi się chciało, ale jeszcze kilka sklepów chyba odwiedzimy, co?” Kacha z gębą zapchaną ciachem z jabłkiem, kiwa głową i śle mi uśmiech. Czyżbym widziała w nim ironię? Pewnie, że tak! Ona nie potrafi jej ukryć! Chyba ją posrało, jak myśli, że wrócę do naszego grajdołu, bez płaszcza! Choćby nie wiem co, kupię i już!
     Jednak nie jest to takie łatwe. Na ziemię skutecznie sprowadzają mnie ceny. Czyżby jedyną alternatywą był dla mnie sklep u Chińczyka? Czy już taka dola Matki Polki, że sobie nic, a dziecko i mąż ubrani od stóp do głów? Aaa… widzicie… nie nadmieniłam, że resztę mojego budżetu plus parę groszy moich oszczędności wydałam na sandałki dla Młodej, koszulki dla Wielkiego K po okazyjnej cenie 39.99 zł (sobie w życiu bym takiej drogiej koszulki nie kupiła) i dwie czapki z daszkiem, bo kupując jedną, drugą dostałam gratis. Sobie za to zafundowałam najdroższą kawę w życiu. Już nawet nie będę pisała, ile kosztowała, bo wyjdę na dusigrosza. Ale wierzcie mi, że niemało.

[smartads]
     Już w samochodzie Kacha spogląda na mnie ze współczuciem. Wiem co myśli. Normalnie wiem i wiem, co powie. „Gocha, weź ty się wyluzuj, też musisz mieć coś od życia, przecież jeszcze żyjesz, jesteś kobietą!” Uśmiecham się tylko, a ona w tym momencie wypala, że może jeszcze jedno centrum. Opieram głowę na kierownicy, bo już nie mam siły. Ale za chwilę napotykam pełne współczucia spojrzenie psiapsiółki. Jakby chciała powiedzieć, że wie, co czuję, choć przecież nie może tego powiedzieć, bo skąd u licha miałaby wiedzieć, jak się czuje porypana Matka Polka? No skąd? Jedyne, o co mogę się modlić, to żeby nigdy się tak nie poczuła, bo to żadna satysfakcja. Nagle po cichu, ale już bez cienia ironii, Kaśka przemawia do mnie ludzkim głosem. Nienawidzę jak milczy. „Wiesz Małgoś, znam świetną krawcową. Na pewno poprawi ci ten twój płaszcz, żeby tak nie wisiał.”
     A ja? Ja znowu się uśmiecham! Moja kochana Kacha!

malgora83

Dodaj komentarz