A gdy kobieta jest w ciąży… Porozmawiajmy

Bałeś się porodu?
     Generalnie nie. Kiedy nadszedł oczekiwany moment, nie było już zaskoczenia. Co prawda telefon od partnerki dostałem, gdy byłem 60 km od domu, na montażu, jednak pod wpływem tej informacji moje ruchy stały się precyzyjne na tyle, by minimalizować przedłużanie się w czasie jakiejkolwiek czynności. Po godzince byłem w domu.
     Wszystko mięliśmy poukładane. Lekarz prowadził ciążę od początku, więc czuliśmy się bezpiecznie. Partnerka przygotowała wałówę, bo naczytała się o słabościach mężczyzn objawiających się podczas takich przeżyć. Ja natomiast nie zapomniałem o niczym. To na mnie miała liczyć i w zasadzie wg mnie mogła bez obaw. Wcześniej wypytałem się o wszelkie możliwe powikłania i czynności mego ojca, który był lekarzem. Gdyby zaszła potrzeba, to sam bym poród odebrał. Zdecydowanie nie bałem się. Byłem przygotowany i wiedziałem o tym.

[smartads]
A gdy akcja była w toku? Panikowałeś?
     Byłem zafascynowany! Dane mi było zaobserwować najbardziej doniosłe misterium życia i jego manifestacji, jakie dane jest doświadczać człowiekowi. Wielu ludzi trywializuje to wydarzenie, pozwalając mu przepłynąć bez wywołania oddźwięku… Niestety. Nie wiem, z czego to wynika. Może ze strachu, a może nie są w stanie zauważyć znaczenia. Tak, jak kiedyś ludzie myśleli , że ziemia jest płaska, gdyż nie mieli odpowiedniej perspektywy.
     Z zawodu jestem artystą. Codziennie moje myśli i działania ukierunkowują się na formy twórczości ludzkiej. Od tamtego momentu cała twórczość świata wydaje mi się śmieszna w porównaniu z tym jednym przeżytym wspólnie aktem narodzin. Było to niesamowite przeżycie.
Jak czułeś się podczas porodu? Jakie to emocje dla mężczyzny?
     Sam poród to adrenalina. Niektóre kadry wbiły mi się w pamięć i mogę je w każdej chwili wręcz namalować. Przecięcie pępowiny, objęcie Partnerki podczas konwulsji porodowych… no niesamowite. Ten inny dotyk, trochę jak „obcego”, gdyż widziałem i czułem już nie tylko swoją kobietę, lecz afirmację Życia, którą została „doładowana”.
Maluch przychodzi na świat. Co czuje świeżo upieczony ojciec?
     Sam moment narodzin… Nie wiem, co czułem. Trochę zdziwienie i ulga, że tak szybko… ale i euforia. Euforia zakończona rozczarowaniem, że nagle dziecko zabrali. W tym momencie przeszło mi przez głowę, że coś się stało, coś poszło nie tak. Chwila oczekiwania w napięciu. Ale wrócili. Nic się nie stało, tylko kobiety poszły pomierzyć, poważyć i opisać. Nie pomyślały, by poinformować, lub ja nie rozumiałem pod wpływem emocji.
     Gdy wróciły, pomogłem partnerce położyć, przytulić i ułożyć do karmienia, aby poczuło matkę. Następnie wziąłem na ręce. Jeszcze skrzeczało jak zwierzątko, a po paru próbach zapłakało donośnie niemowlęcym, zdrowym płaczem.
Poczułem to „swoje” życie – no duma po prostu.

Dlaczego zdecydowałeś się o tym wszystkim opowiedzieć?
     Napisałem to, ponieważ… sam nie wiem. Traktuję to jak formę samorozwoju, czy jakiegoś rachunku sumienia. Po prostu chciałbym wziąć udział w akcji poprawiania świata na lepsze. Decydując się na spisanie tych kilku myśli, umyśliłem sobie, że będzie to mój wkład w dyskusję o związkach międzyludzkich. Pragnąłbym, aby to było coś wartościowego i żeby ktoś, choćby jedna osoba, mogła coś dla siebie istotnego wynieść. Dlatego więc pisałem dosyć szczegółowo i starałem się nie uogólniać.
     Pragnę również, aby każde zdarzenie w życiu przynosiło dobre konsekwencje. Próby uporządkowania doświadczeń mają na celu wyciągnięcie wniosków, dzięki którym możemy poprawić swoje postępowanie, czy naprawić błędy. Nie każde złe doświadczenia muszą zostać na zawsze sklasyfikowane jako złe. To właśnie, co dalej z tym zrobimy, decyduje w jaki sposób będzie ostatecznie postrzegany jakiś fakt. Jeśli dzięki potknięciom się czegoś nauczymy, to należy te zdarzenia uznać jako szkołę życia. Dzięki takiemu systematycznemu rozwojowi stajemy się lepszymi i bardziej wartościowymi ludźmi.
     Mam cichą nadzieję, iż dzięki wielu różnym doświadczeniom i takiemu postępowaniu będę mógł komuś w przyszłości dać siebie jako lepszego i bardziej asertywnego człowieka.

Z Adamem Stachowiczem
rozmawiała Elżbieta Haque

Dodaj komentarz