Szalona matki i święty Brodacz

     Młoda przy śniadaniu zrobiła spore odkrycie:
– Mamo, święty Mikołaj będzie bardzo gruby… Jak babcia, wiesz? I nie będzie miał zębów!
Nerwowo przełknęłam łyk kawy.
– Dlaczego?
– Bo jak on u wszystkich je tyle ciastek, to będzie gruby i popsują mu się zęby, bo nie umyje.
Nie bardzo wiedząc, jak bronić świętego, szybko przeszłam na temat tego, co w liście było.
     Małż monotematycznie podąża utartym w zeszłym roku szlakiem akwarystycznym. A co mi tam, po sklepach zoologicznych też połazić mogę. Zdecydowanie lepsze to niż niechciane „durnostajki” czy inne „przydasie”.

     Cały czas mam przed oczami komplet ręczników, które dostałam do naszej czarno-białej łazienki. Zawsze w sumie dziwiły mnie prezenty dla kobiety, które są w sumie dla wszystkich domowników, typu mikser, pościel czy ręczniki właśnie. Urocze ręczniki w kolorze wesołej żółci do dziś leżą na pawlaczu i czekają na swój czas. Może kiedyś zmienię koncepcję kolorystyczną łazienki. Wtedy na pewno je wykorzystam. Ktoś mi pewnie zarzuci, że nie o to w podarunkach chodzi, że liczy się pamięć i gest. Niby racja, tylko co jest w tych nieszczęsnych ręcznikach takiego, że powinnam się z nich cieszyć, skoro moja szafka z ręcznikami pęka w szwach, a kolejne zwyczajnie nie są w kolorze, jaki lubię? Odpowiem. Nie ma w nich nic i dlatego mnie nie rajcują, a udawać nie bardzo potrafię.
     Ja wiem, że wiele osób kupuje prezenty, bo trzeba, bo wypada, bo też się dostanie. Wychodzę z założenia, że jak chcę kogoś obdarować, to lepiej dowiedzieć się, o czym ten ktoś marzy, co mu się podoba, co lubi. Jak nie potrafimy, to chyba lepiej zostać przy formie „w tym roku prezenty tylko dla dzieci” lub „na prezent małe co nieco”. Ja listę prezentów dla bliskich zaczęłam tworzyć na początku listopada, dopytując mimochodem. Tak, wiem, wcześnie, choć znam kilka osób, które zaczynają już w sierpniu, w czasie wakacji, co jednak dla mnie jest lekkim przegięciem.

[smartads]
     Dla mnie to dobry czas na wybadanie gruntu i rozeznanie cenowe. Poza tym nie lubię biegać po galeriach z wywieszonym jęzorem na 2 dni przed wigilią, bo słysząc 40 raz jednego dnia „Santa Claus is coming to town” zaczynam mieć odruch mordercy i jeszcze bardziej przestaję lubić cały ten świąteczny cyrk. Wtedy nawet perspektywa kilku dni wolnych z najbliższymi przestaje cieszyć, gdy zaczynam brać udział w tym dniu świra.
     Mając listę do Brodacza ustaloną wcześniej i zachomikowaną gotówkę na ten cel, mogę spokojnie pozamawiać poszczególne rzeczy przez Internet (często wychodzi taniej), pochodzić po sklepach, nie przepychając się łokciami i nie stać 20 minut w kolejce do kasy trzymając ostatnią sztukę, której nieco się zresztą ucierpiało, ale jak nie ma innej, trudno, weźmiemy cierpiącą… Wiele rzeczy robię na ostatnią chwilę, ale na pewno nie jest to kupowanie prezentów. Nawet zakupy spożywcze staram się ogarnąć szybciej, żeby mieć z głowy cyrk zakupowy, ale do tego nie namawiam, bo wszyscy wyruszycie na zakupy szybciej i wcale fajniej mi nie będzie.
     Nie dajmy się zwariować i ogarnąć dzikiemu szaleństwu. To mówię ja – szalona matka zakupoholiczka.
     Wesołych…, czy jak to tam idzie…

Magda Korzańska

Dodaj komentarz