Opowieść wigilijna

– To może my cię zawieziemy! – wykrzyknął Piotruś, a Adam z zapałem poparł jego propozycję.
– Eeee, ale ja nie mogę was bez przerwy wykorzystywać – zaprotestowałam, ale w głębi duszy chciałam, żeby nalegali.
I nalegali, a ja się zgodziłam. Umówiliśmy się na dzień wigilii. Jeszcze przy chłopakach zadzwoniłam do mamy, aby poinformować ją, że jednak dojadę dzięki życzliwości znajomego i jego synka. Mama była przeszczęśliwa.
     Pojechaliśmy. Byliśmy ostatnimi gośćmi. W domu był ruch i harmider, jak to u nas zwykle bywa. Piotruś od razu został wciągnięty do prac związanych z przystrajaniem choinki. A mama zabrała Adama do kuchni, gdzie uraczyła go gorącą herbatą z goździkami – swoją specjalnością na zimowe wieczory. Moi bracia przytargali z samochodu walizkę i pudła z prezentami. Usiadłam w kąciku ze swoją herbatą i obserwowałam poczynania rodzinki. Spojrzałam na Piotrusia, siedział z wypiekami na twarzy i starannie wybierał ozdoby na choinkę. Michasia pouczała go, że ma wieszać duże bombki na dole, a małe na górze.
     Mama przyprowadziła do mnie Adama.
– Ewuniu, a może Adam z Piotrusiem zostaliby u nas na kolacji wigilijnej? Nie ma sensu, żeby jechali do pustego mieszkania do Warszawy.
Adam bronił się bezradnie, ale z moją mamą nie miał szans.
– Masz rację mamo – powiedziałam i zapytałam Piotrusia, czy chciałby zostać na wigilię. Adam został pokonany przez siłę rodzinnej tradycji i własne dziecko.

[smartads]
     Wszystkie dzieci wypatrywały pierwszej gwiazdki. Gdy tylko została zauważona, usiedliśmy do kolacji, podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia. Atmosfera była ciepła, pachnąca i wesoła, w tle słychać było kolędy. Potem, jak to zwykle u nas było, ciągnęliśmy sianko spod obrusa. Siedzieliśmy długo, bo aż do pasterki, na którą poszliśmy wszyscy razem, a potem rozlokowaliśmy się ze spaniem. Uciechy było co nie miara.
     Ledwie świtało, gdy do mojego łóżka przyszedł Piotruś w za dużej dla siebie piżamce mojego bratanka.
– Mogę się do ciebie przytulić? – zapytał.
– Pewnie – powiedziałam i wpuściłam go pod kołdrę. Piotruś wślizgnął się cichutko i przylgnął do mnie całym sobą.
– Nie udało mi się w czasie tej wigilii porozmawiać z pieskiem, ale to i tak najpiękniejsze święta – wyszeptał i zasnął.
Ciepło rozlało się w moim sercu. Przytuliłam go mocniej, pilnując, żeby nie spadł z łóżka i też zasnęłam.
     Kiedy otworzyłam oczy, stał nad nami rozbawiony Adam.
– Właśnie szukałem Piotrusia. I co widzę? Zajął moje miejsce.
Zarumieniłam się i uśmiechnęłam figlarnie. Adam usiadł na brzegu łóżka, wziął mnie za rękę i powiedział poważnie:
– Ewa, dziękuję ci za tę wigilię. Było magicznie. Cieszę się, że… zwichnęłaś nogę.
– To co, kupicie mi pieska? – zapytał Piotruś, wciskając się pomiędzy nas.

Foxy

Dodaj komentarz