Im bardziej się spinam, tym mniej pojmuję. Gdy już wydaje mi się, że doszłam… do sedna sprawy, moja teza pada i błaga o litość. Podnoszę, oglądam ze wszystkich stron i ciskam do kosza poniżoną i bezużyteczną. I znów z mozołem buduję kolejną, podziwiam, jak nabiera kształtu, odczuwam ekscytację towarzyszącą kreacji. Tylko patrzeć, jak pozostanie po niej kupa gruzu.
Mózg człowieka można porównać do kosmosu. 100 miliardów neuronów, biliard połączeń pomiędzy nimi. A większość… bezużyteczna z punktu widzenia przystosowania do środowiska. Z tego punktu widzenia do życia wystarczą nam reakcje pokarmowe, obronne i seksualne. Pozostaje mnóstwo neuronów i połączeń, które trzeba jakoś zagospodarować. Z tego nadmiaru komórek nerwowych powstała psychika. Taki prezent od ewolucji, by się człowiek nie nudził w przygnębiające jesienne czy zimowe wieczory.
Ale zdarza się,
że rozmawiają.
To taki proces,
kiedy ona mówi,
on mówi i wydaje im się,
że na ten sam temat.
Lub ona mówi,
on próbuje,
ale mu nie wychodzi.
Co zatem mamy? Dwie galaktyki z mnóstwem gwiazd i miliony lat świetlnych między nimi. Tu planetka, tam planetka, tu życie i tam życie. Czy istnieje możliwość nawiązania kontaktu i porozumienia? Oczywiście, a przynajmniej naukowcy wciąż nie tracą nadziei. Wciąż czekamy na sygnał o treści „Nie obawiajcie się, przybywamy w pokoju. Chcemy tylko robić na was eksperymenty.”
Ale niechaj zarzucę tę przeintelektualizowaną metaforę i wrócę do naszych mózgów… Mężczyźni starają się redukować aktywność swoich do triady reakcji wystarczających do życia. Zaś kobiety, no cóż, widać nie lubią marnować swoich możliwości i korzystają do woli z miliardów bezużytecznych neuronów. Takie są psychicznie skomplikowane, taką mają głębię emocjonalną, że nic, tylko się utopić. Zasłyszałam dziś opinię jednego z polskich aktorów, że najlepszym partnerem dla kobiety byłby… psychoanalityk. Mogłaby sobie do niego gadać i gadać do woli. Bo normalny facet ponoć ciężko to znosi. Macha łyżką nad talerzem, patrzy na nią, unosząc brwi (ni to ze zdziwienia, ni to że niby rozumie). Spożywa i słucha, a może raczej patrzy, jak ona porusza wargami. Na chwilę odpływa, zawiesiwszy się nad oralnym skojarzeniem. Wraca. Stara się wątek odzyskać, bo może będzie potem przepytywany, czy słuchał ze zrozumieniem. Przełyka i szybko pakuje do ust strawę. Póki ma pełną buzię, jest bezpieczny. Nie musi nic mówić, udowadniać, że przyswaja. Ona się uśmiecha. Sygnał. On odbiera sygnał, przetwarza, reaguje – napina twarz niczym gwiazda po liftingu. Uśmiech w reakcji na jej uśmiech. Brwi wciąż uniesione na znak zainteresowania. Nie może stracić czujności ani na chwilę. Kawałek farfocla ląduje mu nie w tej dziurce. Próbuje odkaszlnąć. Nie idzie. Krztusi się, dusi, czerwienieje, krople potu występują na czoło. Zmienia mu się wyraz twarzy. Oczy mu wychodzą na wierzch, taki bardziej szok niż zdziwienie. Próbuje złapać haust powietrza. I nagle słyszy jej poirytowany głos „Czy ty mnie w ogóle słuchasz kochanie?!”
Ale zdarza się, że rozmawiają. To taki proces, kiedy ona mówi, on mówi i wydaje im się, że na ten sam temat. Lub ona mówi, on próbuje, ale mu nie wychodzi. Nosi to znamiona afazji motorycznej, która występuje w wyniku uszkodzenia jednego z ośrodków mowy. Chory rozumie wszystko, co się do niego mówi, jednak nie potrafi nic powiedzieć. Może oni sobie to psują celowo? Ona pyta, czy on rozumie. On potwierdza „Roger that!”. Ona prosi, by się ustosunkował. On „Yyyy…”. „No ale co?” „Yyyyy…” W efekcie kobieta ma jazdę jak w teleturnieju. ‘Miliard w rozumie’, ‘Milionerzy’, ‘Koło fortuny’, ‘Jaka to melodia’… wszystko na raz. Kilka pytań pomocniczych i nawet udaje jej się zdobyć jakieś dane. Skacze z radości, wysypuje na stół kawałeczki układanki. Będzie budować swoją tezę. Radość. Wszystko ładnie się układa. Chyba już wie, o co mu chodziło. Puzzel do puzzla idealnie pasuje. Eureka! Wtedy on nieśmiało podaje ostatni.
[smartads]
Tak właśnie jej teza pada, leży na podłodze i błaga o litość. Podnosi ją, ogląda ze wszystkich stron i ciska do kosza poniżoną i bezużyteczną. Chce budować nową. Pyta. On to swoje „yyyy” uskutecznia. Ona naciska, on się dziwi. Ona krok do przodu, on pod ścianę, nie ma gdzie się wycofać. Ona napiera. On… już nie słucha. Dotyka sedna sprawy. Ona rozchyla usta, już nic nie mówi.
Może lepiej przestańmy gadać i chodźmy się kochać.
Hough!
Elżbieta Haque