Klubowa Kura Domowa

     Pogoniłam Wszechmogącego z Potfforami do dziadków. W końcu muszę napisać felieton. A to zadanie nad wyraz poważne i nie można go lekceważyć. Zawsze powtarzam, że do swoich obowiązków należy podchodzić z należytym szacunkiem i odpowiedzialnie. W związku z tym siedzę sobie wygodnie na kanapie, z laptopem na kolanach i uwaga! popijam gorącą, pyszną, zieloną herbatę w mojej ulubionej wielkiej filiżance, która stoi sobie na oparciu owej kanapy. Niby takie trywialne. Prawda? Ale mnie to cieszy. Bo to stan rzeczy i umysłu, który przy dzieciach nie ma szans zaistnieć. Cena za luksus w sumie nie taka wielka. Jakieś 2-3 godziny prasowania. Chyba warto?
     Od razu przypomina mi się, jak ostatnio w sobotę zostałam sama bez dzieci. Ale może od początku. Jakiś czas temu zgadałyśmy się z psycholkami (nazwa ma swoją głębszą genezę), że czas może się w końcu spotkać po tylu latach i pobawić się nieco razem, wspominając stare, szalone dzieje z okresu studiów. Jak pomyślały tak zrobiły. Zaplanowały odpowiednio wcześniej termin spotkania, gdyż różne czynniki życia zawodowo-prywatnego oczywiście nam tego mitingu nie ułatwiały i żyły z radością i nadzieją na fajne spotkanie i zabawę!

Jaki Assisstance?
Assisstance to ja miałam
może jakieś pięć lat temu,
jak auto było nowe.
Nie mam kasy na głupoty,
mam dwoje dzieci do wykarmienia
i dwie zdrowe ręce.

     Znaczy wróć, kto żył, to żył. Osobiście po pierwszej mega euforii zaczęłam odczuwać niepokój, a nawet lęki. Bo przecież ambitnie umówiłyśmy się w KLUBIE. W MIEŚCIE. O żesz! O tyle, o ile miasto mnie nie przeraża aż tak, to KLUB… Uruchomiłam szaraki, wyliczyłam, że jakieś 14 lat temu bywałam w klubach nawet. Tak kilka razy do roku. W szczytowej formie nawet częściej. Ale to jakby inna epoka. No dobra, myślę sobie, nie panikuj. I jak powoli zaczęłam oswajać myśl, że moje styrane życiem i targaniem dzieci pod pachami nogi, staną w KLUBIE, przyszło otrzeźwienie. O cholera! W co ja mam się ubrać??? Przecież nawet jak odpiorę swoje dresy z kaszek i koszulki z pozasychanych gili, to taki strój raczej nie wchodzi w grę. Nawet mnie nie wpuszczą. Ale byłby obciach. Modliłam się, żeby w wybranym przez psycholki KLUBIE nie było selekcji, bo bym chyba na zawał zeszła.

[smartads]
     No nic tutaj się nie wymyśli, postanowiłam pójść na zakupy. Coś trzeba wykombinować do ubrania, jak już się TAKA okazja trafiła. Po tygodniu przekopywania lumpa i okolicznych galerii handlowych, miałam jedynie w miarę fajną bluzeczkę na ramiączkach i mgliste pojęcie, co chciałabym do niej włożyć. Kiepski wynik. Nadmienić należy, że takiego przekopywania z dziećmi nie można robić. Po pierwsze dzieci są permanentnie chore, po drugie, ich cierpliwość równa się czasowi zjedzenia jednej kulki lodów, z którą i tak nas nie wpuszczą do sklepu… i słusznie. Widać wiedzą co oznacza dziecko + lody. Także urywałam się wieczorami, ku wielkiemu niezadowoleniu Wszechmogącego, który już się w głowę pukał. A ja w dzikim pędzie zaliczałam butiki. Bo przeważnie miałam coś koło godziny, w porywach do dwóch, do zamknięcia. Weź coś w takim stresie upoluj! Ale któregoś dnia jakiś przyjemny zbieg konstelacji astralnych, czy dobre numerki w dacie, sprawiły, że wlazłam do sklepu i zanabyłam dwie spódnice. Jedną do tej fajnej bluzki i drugą taką na co dzień. Jak szaleć to szaleć! Jak się zadłużać to na maksa! Pozostało dokupić rajtki i można się pindrzyć. Generalnie po dłuższym czasie, to nawet takie strojenie się przyjemne jest. Takie egzotyczne.

Dodaj komentarz