Mastektomia, chemia… To był guz hormonozależny, więc wdrożono hormonoterapię. Z czym to się wiąże?
Moje leczenie jeszcze trwa, chociaż już chemii na szczęście nie biorę. Jestem leczona hormonalnie i mam w związku z tym cały bagaż skutków leczenia hormonalnego. Kiedyś wydawało mi się, że menopauza jest stanem przejściowym i niczym wielkim. Mnie życie zaoferowało menopauzę w wieku 33 lat, ze wszystkimi jej dotkliwymi oznakami. Uderzenia gorąca, omdlenia, przytycie 15 kg, nerwowość i zmiany nastrojów. I co? Wypadałoby narzekać? Nie. Po prostu przyjmuję to jako kolejną przeszkodę w biegu o życie. Z jednej strony mam dość tych kłód rzucanych pod nogi, a z drugiej strony cieszę się z tych skutków ubocznych, bo wiem, że leczenie działa.
Twoje życie dzisiaj.
W tej chwili, kiedy mam nadzieję, że jestem i będę zdrowa, mam włosy, zrekonstruowaną pierś i wszystko na oko wróciło do normy, nie jestem tą samą osobą sprzed pamiętnej kąpieli. Nie da się. Każdego dnia pamiętam, co przeszłam, jaką batalię stoczyłam.
Rak nie tylko mi coś zabrał, ale również wiele dał i wielu rzeczy nauczył. Dał mi wiele miłości i poczucia bezpieczeństwa w rodzinnym gniazdku. Dał mi moment zatrzymania i zauważenia pięknych rzeczy, takich jak rośliny, drzewa, kwiaty, pączki roślin, nauczył mnie empatii i zrozumienia dla zachowań innych ludzi. Dał mi radość z każdego dnia i poczucie, że nic nie jest nam dane raz na zawsze, że trzeba pielęgnować każde uczucie i każdą dobrą chwilę, bo… jutro może nam nie być dane. Dał mi wiele przemyśleń. Pozwolił poznać nowe osoby, które podczas choroby spotkałam na mojej drodze.
Rak również wiele mi zabrał. Zabrał mi pewność siebie i poczucie, że jestem niezniszczalna. Zabrał mi beztroskie chwile i poczucie, że cokolwiek mi się należy. Zabrał życiowy kołowrotek, który tak bardzo uwielbiałam i kazał się zatrzymać. Musiałam podporządkować mu swoje dotychczasowe życie, i nie mam dnia, żeby nie zaprzątał moich myśli. Zabrał moją nieskazitelną figurę w zamian oferując dodatkowe kilogramy, zabrał beztroskę i modne życie, zabrał figlarny błysk z oka. Ale przede wszystkim zabrał mi w chamski i bezczelny sposób mojego ukochanego teścia, wkradając się w życie naszej rodziny bezlitośnie. I zabrał mi też koleżankę, bliską mi koleżankę, która tak jak ja, chorowała na nowotwór piersi. Młodą, przebojową Moniczkę – Nefretete, która prostowała mnie do pionu w momentach dla mnie ciężkich.
[smartads]
Pokrótce tak wygląda mój bilans zysków i strat. Chociaż nie pochylam się nad tymi bilansami zbyt mocno. Wierzę, że wszystko w życiu jest po coś, a ja to „coś ” znalazłam. Jestem i mam nadzieję, że będę, a moje hasło na życie, to: NEVER GIVE UP!
Moje leczenie jeszcze trwa, chociaż już chemii na szczęście nie biorę. Jestem leczona hormonalnie i mam w związku z tym cały bagaż skutków leczenia hormonalnego. Kiedyś wydawało mi się, że menopauza jest stanem przejściowym i niczym wielkim. Mnie życie zaoferowało menopauzę w wieku 33 lat, ze wszystkimi jej dotkliwymi oznakami. Uderzenia gorąca, omdlenia, przytycie 15 kg, nerwowość i zmiany nastrojów. I co? Wypadałoby narzekać? Nie. Po prostu przyjmuję to jako kolejną przeszkodę w biegu o życie. Z jednej strony mam dość tych kłód rzucanych pod nogi, a z drugiej strony cieszę się z tych skutków ubocznych, bo wiem, że leczenie działa.
Twoje życie dzisiaj.
W tej chwili, kiedy mam nadzieję, że jestem i będę zdrowa, mam włosy, zrekonstruowaną pierś i wszystko na oko wróciło do normy, nie jestem tą samą osobą sprzed pamiętnej kąpieli. Nie da się. Każdego dnia pamiętam, co przeszłam, jaką batalię stoczyłam.
Rak nie tylko mi coś zabrał, ale również wiele dał i wielu rzeczy nauczył. Dał mi wiele miłości i poczucia bezpieczeństwa w rodzinnym gniazdku. Dał mi moment zatrzymania i zauważenia pięknych rzeczy, takich jak rośliny, drzewa, kwiaty, pączki roślin, nauczył mnie empatii i zrozumienia dla zachowań innych ludzi. Dał mi radość z każdego dnia i poczucie, że nic nie jest nam dane raz na zawsze, że trzeba pielęgnować każde uczucie i każdą dobrą chwilę, bo… jutro może nam nie być dane. Dał mi wiele przemyśleń. Pozwolił poznać nowe osoby, które podczas choroby spotkałam na mojej drodze.
Rak również wiele mi zabrał. Zabrał mi pewność siebie i poczucie, że jestem niezniszczalna. Zabrał mi beztroskie chwile i poczucie, że cokolwiek mi się należy. Zabrał życiowy kołowrotek, który tak bardzo uwielbiałam i kazał się zatrzymać. Musiałam podporządkować mu swoje dotychczasowe życie, i nie mam dnia, żeby nie zaprzątał moich myśli. Zabrał moją nieskazitelną figurę w zamian oferując dodatkowe kilogramy, zabrał beztroskę i modne życie, zabrał figlarny błysk z oka. Ale przede wszystkim zabrał mi w chamski i bezczelny sposób mojego ukochanego teścia, wkradając się w życie naszej rodziny bezlitośnie. I zabrał mi też koleżankę, bliską mi koleżankę, która tak jak ja, chorowała na nowotwór piersi. Młodą, przebojową Moniczkę – Nefretete, która prostowała mnie do pionu w momentach dla mnie ciężkich.
[smartads]
Pokrótce tak wygląda mój bilans zysków i strat. Chociaż nie pochylam się nad tymi bilansami zbyt mocno. Wierzę, że wszystko w życiu jest po coś, a ja to „coś ” znalazłam. Jestem i mam nadzieję, że będę, a moje hasło na życie, to: NEVER GIVE UP!
Teraz powinnam zadać pytanie w stylu „Czy masz jakieś przesłanie dla naszych czytelników?” Ale nie zadam. Pointa już jest. Każdy niech wyczyta swoją.
z Lidką
rozmawiała Elżbieta Haque