Usystematyzujmy. Twój guz okazał się nowotworem G2. Co to oznacza w praktyce?
W praktyce miał 1,5 cm wielkości i był złośliwy w skali od 1-3 na drugim miejscu. Czyli średniaczek, taki, którego trzeba się pozbyć i szybko dobić chemią.
Czyli nie czekał, aż się zorganizujesz… Jak szybko udało się dzięki znajomościom?
Po miesiącu miałam operację. Po kolejnym brałam chemię. Czyli błyskawicznie.
Jak się czuje młoda, atrakcyjna kobieta, która traci pierś i włosy?
Pierś? Dziwnie, bo obiecał mi pan doktor, że usunie tylko guz. Niestety miałam dwa ogniska raka i procedury mówią o tym, że w takim przypadku ciacha się całość. Jak się czułam? Płasko. Zrównana z ziemią i przejechana walcem. Jedna pierś rozmiar E, a z drugiej strony płasko. Włosy? O Boże! Do tej pory uważam, że to największa trauma. Większa niż utrata piersi. Wyłam jak bóbr, byłam strasznie nieszczęśliwa. Łysa bez piersi – niezły towar, tylko nieco wybrakowany.
Zanim straciłaś włosy, miały dla Ciebie szczególne znaczenie?
Tak, miały. Zawsze lubiłam wyróżniać się fryzurą. Bardzo dbałam o włosy i to mój wielki atrybut piękna. Króciutkie, ale dobrze obcięte, kolor blond. Pierś mam zrekonstruowaną. Nie było wówczas widać, że jej nie mam. A fryzura – było widać. Chustka na głowie. Niby po co? Upał, a ja w naciągniętej na uszy chustce. Czekałam na włosy pół roku.
Chemia. Dla zdrowego człowieka to zupełna abstrakcja. Wlewają Ci do żył czerwoną truciznę i… Co się wtedy czuje? Jak to znosiłaś fizycznie, psychicznie?
Nikt mi nie mówił jak się będę czuła po chemii, że wyjdą mi włosy, że będę miała szarą skórę i ten smutek w oczach. Chemia była dla mnie totalną abstrakcją, czymś, co z jednej strony miało leczyć, a z drugiej zwalało z nóg. Nie byłam przygotowana na jej skutki uboczne. Po pierwszej chemii, pierwszego dnia czułam się dobrze, drugiego byłam osłabiona, a trzeciego padłam ze zmęczenia jak kawka. Kolejne przestały być już tylko zwykłymi wlewami. Psychika ludzka potrafi czasem spłatać psikusa i to, co chłoniemy naszymi uszami, przeradza się w to co odczuwamy. Nie radzę nikomu, kto będzie musiał przyjąć chemię, aby pod gabinetem słuchał rad dobrych cioć. Totalna porażka.
[smartads]
Po drugiej chemii czułam się bardzo źle. Nie miałam siły i wymiotowałam przez 3 dni! Leżałam jak mops i wszystko mnie bolało. Bolały mnie cebulki włosów, których już nie miałam, bolały mnie mięśnie, kości, bolała dusza. Bolał mnie każdy krok osoby poruszającej się w domu i bolały (tak, tak właśnie to określę) bolały zapachy. Do dziś zapach kostki toaletowej jest dla mnie mało przyjemny, odświeżacz powietrza bywa smutnym wspomnieniem, perfumy na długi czas stały się wrogiem, a zapach mojego jedynego dziecka był nieprzyjemny. Kolejne chemie pogłębiały moje smutne odczucia. Zdychałam po nich i marzyłam, aby ktoś mnie dobił.
W praktyce miał 1,5 cm wielkości i był złośliwy w skali od 1-3 na drugim miejscu. Czyli średniaczek, taki, którego trzeba się pozbyć i szybko dobić chemią.
Czyli nie czekał, aż się zorganizujesz… Jak szybko udało się dzięki znajomościom?
Po miesiącu miałam operację. Po kolejnym brałam chemię. Czyli błyskawicznie.
Jak się czuje młoda, atrakcyjna kobieta, która traci pierś i włosy?
Pierś? Dziwnie, bo obiecał mi pan doktor, że usunie tylko guz. Niestety miałam dwa ogniska raka i procedury mówią o tym, że w takim przypadku ciacha się całość. Jak się czułam? Płasko. Zrównana z ziemią i przejechana walcem. Jedna pierś rozmiar E, a z drugiej strony płasko. Włosy? O Boże! Do tej pory uważam, że to największa trauma. Większa niż utrata piersi. Wyłam jak bóbr, byłam strasznie nieszczęśliwa. Łysa bez piersi – niezły towar, tylko nieco wybrakowany.
Zanim straciłaś włosy, miały dla Ciebie szczególne znaczenie?
Tak, miały. Zawsze lubiłam wyróżniać się fryzurą. Bardzo dbałam o włosy i to mój wielki atrybut piękna. Króciutkie, ale dobrze obcięte, kolor blond. Pierś mam zrekonstruowaną. Nie było wówczas widać, że jej nie mam. A fryzura – było widać. Chustka na głowie. Niby po co? Upał, a ja w naciągniętej na uszy chustce. Czekałam na włosy pół roku.
Chemia. Dla zdrowego człowieka to zupełna abstrakcja. Wlewają Ci do żył czerwoną truciznę i… Co się wtedy czuje? Jak to znosiłaś fizycznie, psychicznie?
Nikt mi nie mówił jak się będę czuła po chemii, że wyjdą mi włosy, że będę miała szarą skórę i ten smutek w oczach. Chemia była dla mnie totalną abstrakcją, czymś, co z jednej strony miało leczyć, a z drugiej zwalało z nóg. Nie byłam przygotowana na jej skutki uboczne. Po pierwszej chemii, pierwszego dnia czułam się dobrze, drugiego byłam osłabiona, a trzeciego padłam ze zmęczenia jak kawka. Kolejne przestały być już tylko zwykłymi wlewami. Psychika ludzka potrafi czasem spłatać psikusa i to, co chłoniemy naszymi uszami, przeradza się w to co odczuwamy. Nie radzę nikomu, kto będzie musiał przyjąć chemię, aby pod gabinetem słuchał rad dobrych cioć. Totalna porażka.
[smartads]
Po drugiej chemii czułam się bardzo źle. Nie miałam siły i wymiotowałam przez 3 dni! Leżałam jak mops i wszystko mnie bolało. Bolały mnie cebulki włosów, których już nie miałam, bolały mnie mięśnie, kości, bolała dusza. Bolał mnie każdy krok osoby poruszającej się w domu i bolały (tak, tak właśnie to określę) bolały zapachy. Do dziś zapach kostki toaletowej jest dla mnie mało przyjemny, odświeżacz powietrza bywa smutnym wspomnieniem, perfumy na długi czas stały się wrogiem, a zapach mojego jedynego dziecka był nieprzyjemny. Kolejne chemie pogłębiały moje smutne odczucia. Zdychałam po nich i marzyłam, aby ktoś mnie dobił.