Stabilizacja bywa synonimem nudy, małżeństwo – rutyny. Obrączka ciśnie niczym dyby. W najmniej odpowiednim momencie świeci po oczach odbitym światłem.
Dziewczyny odbierają w domu komunikat podprogowy, systematycznie i natrętnie, że małżeństwo jest przereklamowaną, przestarzałą instytucją, która jedynie wiąże i utrudnia życie. Niczego nie załatwia, niczemu nie służy, a do tego unieszczęśliwia i skazuje kobietę na niewolniczy kierat.
Polska to kraj,
który gubi się w swojej
prorodzinności. A mapy brak.
Przyrost naturalny coraz słabszy.
Z mediów dowiedzieć się można, już nie tylko podprogowo, ale całkiem wprost, że facet w dzisiejszych czasach to ci(a)pa, nieudacznik, laluś, picuś, maminsynek, niezaradny kmiotek. Że nie warto z takim nic. Że… „gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy, orły, sokoły, herosy?”
A Polska to taki nieprzyjazny kobiecie kraj. Zajdź tylko w ciążę, a będziesz stracona – kobieto, puchu marny – dla świata kariery i ambicji. Utkniesz w domu na 10 lat, bo twoje dziecko ani do żłobka, ani do przedszkola się nie dostanie. A potem jeszcze walcz babo o podstawówkę. Własną piersią toruj przejście. Łokciami się… i na noże.
Wokół zaś tyle atrakcji. Świat konsumpcji brokatem połyskuje, wabi, kusi. Jest tyle do obejrzenia, do spróbowania, do przeżycia. Podbijać świat się chce, a nie taplać w brudnych gaciach i skarpetkach, wycierając zasmarkane nosy.
Kłamstwa? Nie, skądże znów. Bezlitosna prawda.
Małżeństwa są coraz mniej trwałe, z roku na rok więcej się rozpada. Nie ma czasu na ich pielęgnowanie, nie ma czasu na przekazywanie dzieciom wartości i wzorców. Relacje międzyludzkie są coraz bardziej powierzchowne i płytkie.
Media bezlitośnie piętnują bezradność mężczyzn wobec rosnącej fali feminizmu, stawiając jednocześnie kobietę przed wyborem, czy być kurą domową czy niezależną kobietą sukcesu, nie pozostawiając miejsca na opcję pośrednią.
[smartads]
Polska to kraj, który gubi się w swojej prorodzinności. A mapy brak. Przyrost naturalny coraz słabszy. Ludzi w wieku poprodukcyjnym więcej niż tych, co jeszcze mogą. Nie będzie komu płacić składek, by utrzymać nas – gdy już będziemy zniedołężniałymi emerytami. Czas zacząć walczyć o prawo do eutanazji, bo się przyda.
I jak tu się dziwić dziewczynie, że ma parcie na karierę, na niezależność, na zdobywanie szczytów? I jak tu się jej dziwić, że ucieka, że broni się, że bierze życie hedonistycznie, że racjonalnie kalkuluje, przelicza, odmierza czas, analizuje, marzenia rozmienia na drobne, na dni, miesiące, lata? Jakie ma inne wyjście?
A i tak te najbardziej zatwardziałe, co to miały w stronę ołtarza nawet nie patrzeć do 30-tki albo i dłużej, gdy spotkają najwspanialszego z ci(a)powatych nieudaczników, dostają biegunki mózgu i tyle było z ambitnych planów. Przeminęło z wiatrem. To się nazywa „stracić głowę”. Gorzej, jeśli się tę głowę nagle odnajdzie po kilku latach wśród zakurzonych gratów.
Budzisz się nagle, zrywasz, rozglądasz się wokół z paniką w oczach i zadajesz sobie pytanie „Co ja tu do cholery robię?!” Po czym chcesz zwiewać w popłochu, lecz okazuje się…, że nie masz dokąd.
Elżbieta Haque
Rysuje: MKK