Jej zielone oczy – odc. 3.
Wpadłam do sekretariatu. Akurat, gdy moja noga stanęła na zielonej wykładzinie i chciałam naprędce przywitać się z Alą, prezes Łukasz wychynął ze swojego gabinetu. Gdy mnie zobaczył, zrobił ruch, jakby chciał się wycofać i udawać, że go nie ma. Ale opamiętał się i udał, że się cieszy na mój widok. Ja zaś udałam, że mu wierzę. Upchnęłam go z powrotem do jego biura, szemrząc przez ramię:
– Alu, mogę prosić o wodę?
Łukasz był nieco zmieszany. Do tej pory byłam przekonana, że to naczelny mnie tak załatwił. Ale najwyraźniej się myliłam. Trzeba było zbadać sprawę od podstaw.
– Snułam się po Nowym Świecie i pomyślałam, że wpadnę. Chciałam pogadać z tobą na temat tego nowego cyklu, o którym niedawno wspominał Robert. Duży będzie na niego budżet? – zaczęłam.
Skoro zaczęliśmy od tak szczerej wymiany sygnałów niewerbalnych, to czemu nie kontynuować w bezpośrednim starciu?
Patrzyła na niego
i znów czuła się mała,
bezradna i nie na miejscu.
Dorosłość ponownie wtargnęła
w jej dziecięcy świat.
Z tej drogi nie było
już odwrotu.
– Nie będzie nowego cyklu. To znaczy będzie, ale kto inny będzie go robił – powiedział, gapiąc się w blat biurka.
Ala przyniosła wodę. Popiłam. Przyglądałam się prezesikowi z uwagą. Był zażenowany, a więc to nie moja wina. Nic nie skrewiłam.
– Kto będzie robił? – zapytałam chłodno.
– Chomęcka.
– Jak to Chomęcka? Przecież rozmawialiśmy o niej. Przyznałeś mi rację, że jest nieprofesjonalna! Przyznałeś, że stylem nie dorasta mi do pięt! Nawet w notatce potrafi strzelić kaczkę… Czym Robert cię przekonał? – zagotowałam się.
– To nie była decyzja naczelnego – mówił, nie odrywając wzroku od biurka.
Przejrzałam szybko dane, które poukładały mi się w głowie w tematyczne kupeczki. Choć „kupeczki” to w tym przypadku zdecydowanie niefortunne określenie.
– Jak rozumiem, klamka zapadła… A skoro zapadła, to mnie już wszystko wali. Chwaliłeś się ostatnio, że jeździsz do Trójmiasta do jakiejś blond cizi, więc mniemam, że Chomęcka przekonała cię czymś innym niż styl wypowiedzi. Robert ci nie podziękuje. Już nie mówiąc o czytelnikach. Satysfakcjonującego seksu życzę – wycedziłam i wyszłam.
Ala wszystko słyszała. Miała minę pt. „a czego się spodziewałaś?”
– Dopilnuję przelewu – powiedziała.
– Aluś, wieczorem u mnie. Chlać będziemy – zarządziłam.
– Do wyrzygania? – zawołała za mną.
– Rzyganie obowiązkowe! – odkrzyknęłam.
[smartads]
Musiałam odreagować. Jeszcze nie wiedziałam, jak mam się czuć. Czy mam się martwić? Mam pielęgnować wnerw? Mścić się? Byłam w lekkim szoku. Słabo docierało do mnie, że przegrałam z czyjąś waginą. Choć przecież to nic nowego, nic zaskakującego. Tylko dlaczego mnie trafiła ta blond wagina?
Zadzwoniłam do Natalii. Zaprosiłam na wieczorek z porcelaną. W zasadzie to ją zmusiłam, żeby przyjechała. Miała milion wymówek. A głównie dzieci i męża, słowem – nic, co by mnie przekonało. Ja się nie znam na dzieciach i mężach. Są to zjawiska zupełnie mi obce, więc i jako argumenty – marne. Natalia zaznaczyła, że będzie nieco później, niż sobie życzyłam, bo musiała poczekać na szanownego małżonka, żeby ten przejął pałeczkę przy dzieciach. Co więcej, będzie musiała stawić się w domu rano, niczym etatowa pracownica. Gorzej niż etatowa, bo jej się kacowe na żądanie nie należy.