Lubię muzykę, w zasadzie każdą jej odmianę, ale nie jestem znawczynią. Nie znam twórców, raczej urzeka mnie dźwięk, rytm lub kompozycja. Kiedy więc mój syn przyszedł do mnie i zarzucił mnie pytaniami: czy oglądałam film „Rejs” albo „Dracula”, bo „Pana Tadeusza” to on zna, ale tych nie oglądał oraz czy mamy gdzieś nagrany poemat symfoniczny „Krzesany”, moją głowę wypełniły myśli szybkie, jak błyskawice. Po nich zaś zrodziło się pytanie: trzynastolatek zapałał miłością do klasyki filmowej? I co to jest ten „Krzesany”? O co tu chodzi? Wyjaśnienie okazało się nadzwyczaj proste – miał napisać pracę o Wojciechu Kilarze.
Pierwsza myśl, gdy zobaczyliśmy jego zdjęcia: tak, to naprawdę wielki kompozytor. Po prostu tak wyglądał, jak nasze wyobrażenie o osobie doskonałej w tej roli. Energiczna i twarz, i postać, w oczach błysk z odrobiną melancholii i szaleństwa, ale przede wszystkim artystyczna fryzura, zupełnie jak w kreskówkach. Rozpoczęliśmy od książek, artykułów i oczywiście internetu. Wojciech Kilar urodził się we Lwowie w 1932 roku, zmarł 29 grudnia 2013 roku. Miał 81 lat. W młodości potrafił używać życia. Lubił dyskretną elegancję, bardzo dbał o wygląd, a gdy chciał kupić coś dla siebie, wolał pojechać do Paryża niż do PRL-owskiego sklepu w Katowicach. Dużo podróżował, lubił luksusowe miejsca, miał swoje ulubione hotele, restauracje itp. Lubił dobrze zjeść i nie stronił od alkoholu – do czasu pęknięcia wrzodu żołądka. Zdarzenie to potraktował jako ostrzeżenie, które poskutkowało zmianą dotychczasowego, hulaszczego trybu życia na bardziej spokojny.
Podobał się kobietom, ale one go zawstydzały. Strzała amora ugodziła go w szkole w Katowicach, gdzie spotkał swą przyszłą ukochaną żonę – Barbarę Pomianowską. Pobrali się dopiero po 12 latach narzeczeństwa, choć od początku była tą jedyną. To ona zapewniła mu idealne warunki do pracy i wsparcie, łagodziła spory i zwróciła uwagę na wartości religijne. Barbara zmarła w roku 2007. Nie mieli dzieci.
A potem, potem zanurzyliśmy się w otchłani muzyki… i zapomnieliśmy o bożym świecie. Przesłuchaliśmy większość z niemałej kolekcji utworów Wojciecha Kilara. Wybieraliśmy te kompozycje, których nazwy wydały nam się ciekawe lub te, o których wspominała nauczycielka syna, a także tytuły filmów, które wydawały nam się znajome. Jakież było nasze zdumienie, gdy okazało się, że część utworów znamy doskonale. Zaskoczyła mnie zdolność mojego trzynastolatka do wsłuchania się w nieznane mu, trudne utwory, tak dalece odmienne od hip-hopu.